"Uczta dla wron"


G.R.R. Martin, Uczta dla wron

Ktoś mnie kiedyś ostrzegł, że w przypadku „Gry o tron”, im dłużej będę czytać, tym da się wyczuć pisanie z przymusu. „Uczta dla wron” była... nudna. Postawa Cersei do przewidzenia. Czytanie o jej niespełnionej obietnicy – urażonej dumie – i o tym, jak bardzo upodabnia się do znienawidzonego Roberta nuży. Ale warto było doczekać końca i zobaczenia (oczyma wyobraźni wiadomo) jej upadek.
Szkoda mi tylko Brana i Brienne, dziewicy z Tarthu. To tragiczna postać – żyła rycerskimi mrzonkami, które nie mogły znaleźć innego ujścia jak w krzyku goryczy i bezsilności. Zresztą postaci, które były, przeplatają się tu i ówdzie w coraz to innym wydaniu. Łączy je tylko żal, smutek i zmęczenie tym, że starają się wziąć byka za rogi (wilkora, lwa, jelenia...), a tu nic nie wychodzi – los wymyka się kontroli. Jak zawsze. Dołująca jest ta część, jak i cała saga. Czy będzie happy end? To pewnie retoryczne pytanie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Drzewo kłamstw”... hit książkowy, który mógłby być również hitem filmowym

Sienkiewicz - celebryta i pięć razy Maria

Siostrzana miłość w baśniowej scenerii i legendarnym czasie