Sienkiewicz - celebryta i pięć razy Maria
Henryk Sienkiewicz zawsze podobał
się kobietom i on wybierał te szczególnie piękne i urocze. Pierwszą była Maria
Keller, z którą już prawie miał się ożenić, gdyby nie zbytnia szczerość w
listach. Niepotrzebnie Sienkiewicz użalał się bogatej narzeczonej, że skąpi
sobie w uzdrowisku w Ostendzie. Rodzice Kellerówny obawiali się, że przyszły
zięć - bez porządnego fachu - nie zdoła utrzymać córki. Więc dostał pierwszego kosza.
W Poznaniu na uroczystej odsłonie
pomnika Mickiewicza spotyka Marię Radziejewską, ładną choć skrytą i oschłą
dziennikarkę. Czuł, że i ona poczuła coś do niego, jednak kobieta nie potrafiła
zaufać mężczyznom, bała się zaprzyjaźnić, a co tu dopiero mówić o miłości.
Sienkiewicz nie poddawał się i pisał do niej listy. A co zrobiła Maria? Uciekła
do Ameryki, Meksyku i zerwała kontakt.
Do pięciu razy sztuka. Piątą Marią
była panna Babska. Znał ją od dziecka, ponieważ byli skoligaceni. Rozumieli się
wybornie - Maria ingerowała w pracę męża, on cieszył się, że żona nie siedzi
bezczynnie tylko angażuje się społecznie. Miał 59 lat. Pieszczotliwie nazywał
żonę „Markiem” i szczerze cieszył się, że i Marek dogaduje się już z prawie
dorosłymi dziećmi. Oboje darzyli się miłością, zaufaniem i stanowili dla siebie
oparcie. On troskliwie opiekował się chorą żoną, ona zawsze towarzyszyła mu w
podróżach i pocieszała po chłodnych słowach krytyki. Ona i tysiące listów od
ludzi, którzy dziękowali Sienkiewiczowi za to, że wyrwał ich z letargu i
obudził w nich polskość na nowo, podnosiło autora Trylogii na duchu.
Sienkiewicz, znany środowisku
warszawskiemu jako Litwos, ściągał w jakiś niepospolity sposób uwagę elit.
Doczepiano mu różne wypowiedzi, ale najchętniej romanse. Był niezwykle
przystojny, wysoki, śniady z hiszpańską bródką i tajemniczym spojrzeniem. Taki
jegomość ściągał uwagę kobiet. Po tym jak zaprzyjaźnił się z aktorką Heleną
Modrzejewską Warszawa huczała, m.in. o tym jak Pan Sienkiewicz rozbija
małżeństwo Chłapowskich (tak nazywał się mąż wielkiej polskiej gwiazdy teatru).
Każda powieść Litwosa czy nowela
przyjmowana była z ogromnym entuzjazmem ludzi, prostych chłopów, urzędników,
handlarzy, rzemieślników, ale nie krytykę warszawską. Ludzie byli na tak,
krytyka była na nie. Mało tego, zarzucali Sienkiewiczowi brak prawdy
historycznej, a przecież powieść, nawet historyczna, rządzi się swoimi prawami
- prawami fikcji. Sienkiewiczowi można wiele zarzucić - wylewający się
patriotyzm, jasny podział na czarnych i białych bohaterów, papierowe postaci,
ale trudno wypomnieć mu brak dbałości w wiernym oddaniu kolorytu epoki. W tym
jest mistrzem, do dziś. Nawet najwięksi literaccy wrogowie Sienkiewicza nie
potrafili wyjaśnić fenomenu niemożności oderwania się od lektury jego dzieł.
Po sukcesie Trylogii Sienkiewicza
rozpoznawano na ulicach, pokazywanie się w jego towarzystwie było niesamowicie
trendy. Zwracano się do niego o każdą drobnostkę - autograf, zdjęcie, list,
odczyt, odezwę, wizytę itp. Modne wówczas były ankiety w sprawach polityki, jak
i wywiady bardzo podobne do dzisiejszych. Na ruszt brano warsztat pisarski,
inspiracje itp. Podobno Sienkiewicz zapytany o to, jak tworzy, odpowiedział:
„(…) jak kucharka, która nie lubi, aby jej zaglądano do garnka”! Wywiadu rzeki
udzielił tłumaczowi jego dzieł na język angielski - Jeremiah Curtinowi. Ponoć cichy
wielbiciel wysłał Sienkiewiczowi czek na 15 tyś rubli! Panowie doszli do
porozumienia, bo autor „Potopu” stanowczo odmawiał takich prezentów. Tym razem
podarowane pieniądze włożył na konto a z odsetek fundował stypendium dla
młodych i chorych na suchoty artystów. Stypendium to nosiło imię Marii z
Szetkiewiczów Sienkiewiczowej. Stypendystami byli m.in. Witkiewicz, Wyspiański,
Przybylski, Tetmajer, Konopnicka. Inni wręczali mu bardzo cenne wyroby
rzemieślnicze, tłumacząc, że takimi szablami pewnie walczyli bohaterowie spod
Zbaraża, Kamieńca…
Plotki o romansach były stale
obecne w prasie, nawet jeśli sam Sienkiewicz nie był na ziemiach polskich.
Plotkowano o jego nowych kontraktach, podróżach, co rusz po pieniądze zgłaszali
się jacyś Sienkiewicze, a inni demaskowali prawdę o autorze Trylogii itp. Sam
autor bestsellerów prosił „Słowo”, aby zamieszczało mylne informacje na temat jego
podróży. Wszędzie tłumy, gdzie Sienkiewicz. Nawet hotelowe księgi podpisywał
inaczej. Dla wielu autor „Hani” i „Starego sługi” był chodzącą instytucją
charytatywną i modną zabawką towarzyską - jak dla pań Wołodkowicz.
Zadziwiające, że im lepsze oceny
krytyki europejskiej, pochwały płynące z gazet francuskich, niemieckich,
angielskich, nawet rosyjskich - w tym od samego Tołstoja, tym gorsze słowa z
ust warszawskiej sceny literackiej. Zarzucano mu megalomanię, błędy
historyczne, podział społeczeństwa na gorsze (chłopskiej) i lepsze
(szlacheckie), gloryfikowanie sarmatyzmu. Gorzkie słowa dotyczyły też
działalności społecznej i politycznej. Plotki od „życzliwych” miały zaszkodzić
Sienkiewiczowi w towarzystwie. Imputowano mu wiele romansów z Baśkami,
Marysiami, Kaśkami i innymi zamożnymi pannami, które chętnie zawieszały oczy na
Henryku.
Zadziwiające jest również to, że
Sienkiewicz generował ogromne sumy pieniędzy, ale sam nigdy groszem nie
śmierdział. Wyjazdy, kuracje, utrzymywanie sióstr - kanoniczek, składki... to
wszystko sporo kosztowało. Wiecznie brał zaliczki od „Słowa”. Czasami sam
wykorzystywał swoją popularność i pisał odezwy do władców rosyjskich i
pruskich. Organizował ankiety dot. sytuacji Polski. Piastował ważne stanowiska
w instytucjach na rzecz literatów: w Kasie im. Mianowskiego (pomysłodawca), w
Polskiej Macierzy Szkolnej (współzałożyciel), Szwajcarskim Komitecie Centralnym
Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce (ostatni projekt). Założył też w Zakopanem
sanatorium dla gruźlików. Niemniej, żył godnie i chętnie dzielił się z
potrzebującymi tym, co miał, a umarł jako największy pisarz epoki. Który z
polskich gryzipiórków powtórzył jego sukces? Kto jeszcze potrafi tak barwnie i
energicznie przenieść człowieka współczesnego do odległych czasów i krzepić
serca?
Komentarze
Prześlij komentarz