Przejdź do głównej zawartości

„Teatr Niewidzialnych Dzieci” Marcina Szczygielskiego – uwielbiam!

Pora na polską twórczość. Przyznaję się od razu, że powieści pana Marcina nigdy nie przypadły mi do gustu, ale wiem, że dzieci je czytają. Zachwycały się zawsze „Czarnym Młynem”. To kupiłam „Teatr Niewidzialnych Dzieci”, bo spodobał mi się tytuł i nie wiem dlaczego, po „Arce czasu” wydawało mi się, że to też jest o II wojnie światowej (?). Rozczarowałam się, podwójnie.

 

Marcin Szczygielski, Teatr Niewidzialnych Dzieci

 

Rozczarowałam się naprawdę, ponieważ sięgnęłam po książkę z przekonaniem, że szybko przeczytam, bez ekscytacji, i wrócę do innej, lepszej według mnie, literatury. Tymczasem powieść naprawdę miło mnie zaskoczyła. Książka składa się z genialnie wykrojonych postaci, może dlatego, że są one z czasów bliskich autorowi, więc „przyłożył się” do ich stworzenia. Realia powieści są również bliskie mi osobiście, co prawda, nie jestem dzieckiem stanu wojennego, ale relikty PRL-u doskonale pamiętam, nawet z pewnym sentymentem, jak syrenki, kombinezony ortalionowe, PEWEXy i tę jakąś swoistą beztroskę, radość... nie wiem dokładnie jak to określić, bo ogólnie czasy nie były „cudowne”. A jednak „coś” przywołuje uśmiech na twarzy, jak się wspomina...

Nie zdradzając Wam zbyt wiele z akcji, napiszę tylko, że rzecz się dzieje w domach dziecka, bohaterami są... dzieci i głównie dzieci, naprawdę jako postaci literackie zasługują na szerokie poznanie, np. poprzez uczynienie tej książki lekturą szkolną albo ekranizację. To są dzieci z przejściami, problemami, ale radzą sobie jak umieją. Czasem rozśmieszą, częściej wzruszą.

Powieść pisana jest z perspektywy wspomnienia głównego bohatera, przesympatycznego małego chłopca, na drodze którego staje prawdziwa galeria osobistości. Michał i Sylwia zostaną na długą w mojej pamięci, bo są jacyś. Nie chodzi tu o problemy – nie wiem, kto miał większe czy Michał czy Sylwia – ale o to, że są wykreowani naprawdę wiarygodnie. W dodatku powieść obfituje w zwroty akcji raz pełne humoru, raz pełne łez. A koniec... wstyd się przyznać – wzruszenie wyciekało mi z oczu.

Dlaczego warto zakupić tę książkę? Odpowiedziałabym, że dla fabuły – bohaterowie nie są sztampowi, są niewidzialnymi dziećmi, a cała akcja osadzona jest w trudnym dla Polski czasach, więc też warto się nad tym pozastanawiać z tymi, którzy tę „starą” historię znają z opowieści dziadków, ewentualnie rodziców, bo wiedza ze szkolnych podręczników niekoniecznie odda nastrój i realia życia. Ta książka zmusza do refleksji nad tym, co mamy teraz, nad pojęciem rodziny i wartościach, jakie rodzina wnosi w życie dziecka, a wreszcie można też pomyśleć nad ironią losu, którą z historią plącze ścieżki bohaterów, zwłaszcza tych idących pod prąd. Ta książka jest godna polecenia i nie wyobrażam sobie polskiej literatury dziecięcej i młodzieżowej bez „Teatru Niewidzialnych Dzieci”.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sienkiewicz - celebryta i pięć razy Maria

Henryk Sienkiewicz zawsze podobał się kobietom i on wybierał te szczególnie piękne i urocze. Pierwszą była Maria Keller, z którą już prawie miał się ożenić, gdyby nie zbytnia szczerość w listach. Niepotrzebnie Sienkiewicz użalał się bogatej narzeczonej, że skąpi sobie w uzdrowisku w Ostendzie. Rodzice Kellerówny obawiali się, że przyszły zięć - bez porządnego fachu - nie zdoła utrzymać córki. Więc dostał pierwszego kosza. Po powrocie z Ameryki Sienkiewicz nie umiał usiedzieć na miejscu. Warszawa mu obrzydła, a ponieważ końskim zdrowiem też się nie cieszył, miał usprawiedliwienie. We Włoszech - druga ojczyzna - spotkał rodzinę Szetkiewiczów z córką Marią. Podchody trwały około roku. Obawy rodziców te same - brak stałej posady, brak pieniędzy. Pomocni okazali się przyjaciele, zwłaszcza Godlewscy, którzy „wychodzili” Sienkiewiczowi piękną i uroczą żonę. Małżonkowie uzupełniali się idealnie, rozumieli się wspaniale. Marynia, która też przejawiała talenty literackie, była surow...

Pomysł na kreatywne lekcje biblioteczne

Czołem! Dzisiaj nie będzie czystej recenzji książki. Będzie pomysł na zajęcia biblioteczne. Kilka lat temu dowiedziałam się od uczniów o pierwszym (?) polskim gamebooku. Zaczęłam szperać w internetach co to jest gamebook - sprawa okazała się banalnie prosta. Gamebook to rodzaj książki, który pozwala czytelnikowi utożsamić się z bohaterem i kierować akcją. Każdy paragraf daje kilka alternatyw. Co daje to uczniowi? Uczy się dokonywać wyborów, analizując sytuację. Ostatnio na zastępstwach zapoznaję uczniów z historią Janka, małego powstańca. Gamebook autorstwa Macieja Słomczyńskiego i Beniamina Muszyńskiego odznacza się zawrotną akcją i dość trudnymi wyborami - pozostać człowiekiem czy służba "żołnierska"? Uczniowie wczuli się w postać młodego Zawiszaka i udało im się tak pokierować jego losami - żywo przy tym dyskutując - że doszedł do finału żywy, choć nieco poobijany. Sami byli zaskoczeni, jak bardzo dali się "wkręcić" w powstańcze klimaty. Mieli tylko jedn...

Siostrzana miłość w baśniowej scenerii i legendarnym czasie

Juliusz Słowacki, Balladyna Jak zachęcić uczniów do czytania tekstów kompletnie im obcych? Zwłaszcza tak zawiłych jak "Balladyna" Słowackiego... Sprawa wydaje się z góry przegrana, ale... "Balladyna" jest dobrym przykładem literatury fantastycznej (tak jest!), a także dotyczy problemu siostrzanej miłości/zazdrości. Ta uczennica, która ma siostrę, "Balladynę" powinna dobrze zrozumieć. Utwór ten napisał Juliusz Słowacki, autor dość trudnych liryków, poematów, dramatów. Trudność ta polega głównie na zawiłym języku naszpikowanym metaforami, symbolami, dowcipem, który w obecnych czasach nie musi być koniecznie zrozumiały. Niemniej, "Balladynę" - jeśli przerobi się ją na współczesny grunt - zaczyna się doceniać, zwłaszcza za wykreowanie głównej bohaterki, nie do końca typowego szwarccharakteru. Od czego zacząć? Słowacki, swoją wielką tragedię, stanowiącą część kronik historycznych Polski, umieszcza w odległych czasach. Tropem jest obecno...