TAK dla strajku nauczycieli!
Niech szlag trafi te wszystkie zmiany!
Nie mam na myśli tylko zmiany w koncie Google i tego, ile się napociłam, żeby wejść na Bloggera. Mam na myśli również zmiany proponowane przez "nasz" rząd dla strajkujących nauczycieli, bo sama jestem nauczycielem. I napiszę, co o tym myślę.
Strajkuję od wczoraj, nie tylko dla pieniędzy, ponieważ podczas strajku Organ Prowadzący zabiera mi całą dniówkę, czyli 1/30 pensji. TAK! Chcę dostawać godziwą płacę za swój wkład, za swoją pracę na rzecz cudzych dzieci, na rzecz całego społeczeństwa (bo te dzieci, kiedyś będą głosować, pracować i tworzyć przyszłe pokolenia). A ile zarabiam? Jako bibliotekarz za godzinę zegarową dostaję ok. 18 zł na rękę. Tyle samo za logopedię. Oba przedmioty są nieporównywalne, ale takie "niesprawiedliwości" w systemie szkolnictwa są na porządku dziennym. I z tym chcę walczyć!
Strajkuję, ponieważ mam dość tych niesprawiedliwych komentarzy typu: "jak mało kasy dostajesz, nauczycielu, to zmień zawód". A może ja lubię swój zawód? A może ja lubię pracować z cudzymi dziećmi czy młodzieżą? Dlaczego mam dostawać za to mniej pieniędzy niż pan czy pani na kasie w Chrabąszczu? Czy ktoś z Was lubiących swoją pracę, chciałby zarabiać mniej niż ustawa przewiduje? Jak byście się wtedy czuli? Z takim samym zaangażowaniem pełnilibyście pracę intelektualną? I to z dziećmi? Często z ok. trzydzieściorgiem dzieci naraz?
Pracuję jako nauczyciel piąty rok. Jestem nauczycielem kontraktowym. Obecnie wypełniam etat bibliotekarza, czyli moje pensum wynosi 30 godzin w tygodniu. Dostaję za to pensję taką samą, jak "tablicowy" nauczyciel kontraktowy za 18 godzin w tygodniu. Moja stawka jest zatem prawie dwukrotnie mniejsza. Może i nie mam kartkówek, sprawdzianów; może nie muszę pisać konspektów lekcji (jeśli ktokolwiek je jeszcze pisze), ale to ja chodzę głównie na zastępstwa i muszę na cito wymyślać "COŚ" dla uczniów. Jeśli wiem wcześniej o zastępstwie, to też się do niego przygotowuję najczęściej w domu. Konkursy, zabawy też przygotowuję w domu. Relacje z przeprowadzonych akcji również tworzę w domu. Ile godzin mi to zajmuje? Nie liczę, bo jest ich za dużo! Myślicie, że za zastępstwa dostaję extra pieniądze? W życiu takich nie widziałam! A bywało, że na siedem godzin pracy w ciągu dnia dostawałam osiem godzin zastępstw! Tak, tak bywało. Robiłam je kompletnie za free i nie muszę chyba wspominać, że szło za tym zaniedbanie moich "opłaconych" obowiązków, czyli prowadzenie biblioteki. A przez pracę w domu, zaniedbuję dom. Kto z Was, nie-nauczycieli, przynosi pracę do domu?
Jako bibliotekarz z góry przegrywam w hierarchii z nauczycielami, którzy mają podręczniki, zeszyty, ćwiczenia, możliwość wpisywania uczniom ocen, wyrywania do odpowiedzi itp. Z góry przegrywam z reformami, ponieważ te są tworzone z myślą o moich "tablicowych" kolegach i koleżankach. Jako bibliotekarz nigdy nie dostanę 300 zł za wychowawstwo, proponowanych przez rząd i przyjętych przez pisowski związek "S", rzadko dostaję dodatek motywacyjny, ponieważ nie mam szans z nauczycielami przygotowującymi uczniów do olimpiad. O nagrodzie dyrektora również mogę zapomnieć.
Często zarzuca się nauczycielom, że przychodzą na kilka godzin do pracy, mają wolne ferie, wolne wakacje. Organ Prowadzący wykorzystuje nas nauczycieli za pomocą przepisu mówiącego o 40-godzinnym tygodniowym wymiarze pracy. Wyobraźcie sobie teraz, że jedziecie na szkolenie, np. trzydniowe - tak jak ja na wycieczki z uczniami, w czasie których rzadko zmrużę oczy, bo najważniejsi są uczniowie i ich bezpieczeństwo, które nota bene sami mają "gdzieś". Ale pal sześć, że to ja wrócę niewyspana po trzech dniach. Taka trzydniowa wycieczka to mniej więcej 60 godzin pracy non-stop. 60 godzin (a bywa i więcej)! To dwa tygodnie mojej pracy (2 x po 30 godzin)! Czy jak kto woli - tydzień (40-godzinny wymiar pracy) i 20 godzin. Nie dostanę wolnego! Nie dostanę za nadgodziny! W innych firmach też jeździcie służbowo za darmo? Też pracujecie za darmo?
Ja nie mam wolnych ferii! Nie mogę zabukować sobie wczasów w Egipcie, bo akurat wtedy jest tanio. Nie polecę do Tajlandii, bo akurat wtedy są tam fajne warunki klimatyczne... i jest tanio. Muszę być cały czas do dyspozycji dyrektora.
I jeszcze sprawa wakacji. Do końca czerwca walczę z podręcznikami, protokołami itp. Nikt mi nie pomoże. Muszę zrobić to sama. W ramach kontroli muszę przyjść nawet w lipcu. Od połowy sierpnia znowu jestem do dyspozycji dyrektora. Bo może przyjdą podręczniki? Bo trzeba je wpisać? Bo? Czy Wy, nie-nauczyciele, też tak macie w pracy? Nigdy dość czasu dla siebie tylko zawsze w bloku startowym, bo może dyrektor będzie Was potrzebował? Czy Wy też zawsze musicie bukować wczasy w najdroższym sezonie? W najtłoczniejszym? Najgorętszym?
Tak wyglądają realia pracy w szkole. Dokładam swoje trzy grosze do wszystkich wypowiedzi nauczycieli tablicowych właśnie o tym, jak wygląda praca w szkole z dziećmi. Strajkuję, ponieważ szkolnictwo wymaga zmian, nie tylko w płacy, ale większych, systemowych. To konieczność, ale nie chwilowa. To konieczność wynikająca ze zmian modelu społeczeństwa i jego potrzeb, ze stylu życia. Zmiana jest nieunikniona, ale nie może odbywać się kosztem ludzi, którzy też to społeczeństwo tworzą. A porównywanie dzieci do trzody chlewnej uważam za siarczysty policzek w twarz wszystkich matek, ojców i ich pociech. Proszę Was, rodacy, zreflektujcie się, nie dajcie się omamić tymi wszystkimi ofertami "plus", bo są w życiu sprawy ważniejsze. Godności nie da się kupić, ani szacunku, ani miłości, ani rozumu. To trzeba wpoić, pokazać, nauczyć. Językiem nienawiści i konsumpcji tego nie da się uczynić. Pamiętajcie o tym. I proszę o wyrozumienie dla strajkujących nauczycieli.
Szanowni,
OdpowiedzUsuńdzieci nie są zakładnikami nauczycieli strajkujących, tylko rządu, który nie chce wywiązać się ani z wcześniejszych obietnic danym strajkującym rezydentom i innym grupom, w tym rodziców dzieci niepełnosprawnych, ani prowadzić dialogu z nami nauczycielami; rządu, który w żywe oczy kłamie społeczeństwu, że jest gotowy do rozmów, ale nie przynosi nowych ofert, nie chce zmienić obecnych.
Strajk jest z myślą właśnie o dzieciach i o tym, żeby polepszyć ich warunki nauki. Żeby świetni pedagodzy nie musieli rezygnować z pracy albo pasji, ponieważ wielu z nich też jest pasjonatami.