Trudny temat w prawie miękkiej oprawie - "Dziecko Noego" Schmitta

Temat wojny zawsze kojarzony być musi z wrześniem? Tak, i co w tym dziwnego? Starsze pokolenie, pokolenie świadków, będzie wracać wspomnieniami do tych trudnych i wstrząsających przeżyć. Przez pewien czas, jako nauczyciel, miałam wrażenie, że obecna młodzież nie jest już zainteresowana wojną i okupacją; że to temat odgrzewany co roku i brany z musu. Sama nawet chciałam zaprzestać omawiania pięknych, lecz trudnych wierszy Baczyńskiego, zdawkowych wierszy Szymborskiej czy druzgoczących jasnym i dosadnym komunikatem wierszy Różewicza, widząc miny gimnazjalistów. Jednak coś nie daje spokoju, coś co się nazywa kształtowaniem wrażliwości. Obojętnością wartości się nie zbuduje. Na siłę też nie. No to jak?

Eric-Emmanuel Schmitt, Dziecko Noego

Jeśli język poetycki nie trafia do młodego odbiorcy, może trafi proza, z pozoru naiwna, nawet nie do końca o wojnie, ale faszyzm, problem Holocaustu pojawia się z częstotliwością typową dla wzniecania ciekawości, narastania emocji. Schmitt usypia czujność, by za chwilę zaskoczyć, podnieść ciśnienie... Już sam początek opowiadania - wystawianie żydowskich dzieci na pokaz rodzicom albo potencjalnym opiekunom - jest wtłoczeniem czytelnika w trudną, nienormalną rzeczywistość powojenną. Ale czy wojna wywołana przez faszystów nie była brutalna, nie była zaskoczeniem, nie była wytrąceniem świata z naturalnego porządku? 
Muszę przyznać, że po dość wciągającym, prawie sensacyjnym początku opowiadania, Schmitt wycisza emocje, ukazując tym samym dziecięcy sposób myślenia. Bohaterem "Dziecka Noego" jest siedmioletni Joseph, Żyd i Belg jednocześnie. Na skutek planowanego aresztowania Żydów z jego dzielnicy zostaje "schowany" w domu zaprzyjaźnionej arystokratki i jednocześnie rozłączony z rodzicami. Po zachowaniu Josepha nie widać łamiącego serca dramatu, ale to jest dziecko, które szybko zaczyna interesować się nowym światem i szybko (może aż za szybko) "łapie" o co chodzi z nauką francuskiego, z mówieniem do obcych "wujku", "ciociu" i bezwzględnym zakazie posługiwania się jidysz. Z powodu donosu Joseph opuszcza wygodny i arystokratyczny dom małej wielkiej hrabiny i trafia do Żółtej Willi ojca Ponsa - wyspy szczęśliwości, miejsca na swój własny sposób magicznego. Na czym ta magia polegała? Ojciec Pons potrafił tak zorganizować życie swym małym i starszym podopiecznym, aby mogli uczestniczyć i w świętach chrześcijańskich i żydowskich. Arkadia, jak to jest wyżej napisane, od czasu do czasu ulegała zachwianiu - a to groźbą donosów, a to groźbą zdrady wiary, czego ojciec Pons nie życzył sobie i swoim podopiecznym, a to groźbą z rąk faszystów. Ojciec Pons, jak magik, potrafił wyczarować rozwiązanie, a jeśli nie on, to... Bóg?
Nie sposób pominąć w tym opowiadaniu roli, jaką odgrywają dwie religie - judaizm i chrześcijaństwo. Joseph, oczarowany mszą w kościele katolickim, pragnie zostać chrześcijaninem, bo czuje w kościele Boga, bo chrześcijan nikt nie morduje. Jego rozterki, wahania, rozczarowania i gorycz trafia na ojca Ponsa, który tłumaczy, objaśnia Josephowi różnice i podobieństwa między religiami, wyjaśnia motywy faszystów oraz buduje świadomość i tożsamość swego beniaminka na podstawie historii Noego. Biblijny bohater otrzymał od Boga ciężkie, ale ważne zadanie - ocalić życie kosztem wszystkiego. Ojciec Pons ocala życie żydowskich dzieci, ocala świadectwa judaizmu, zadaniem Josepha jest ocalenie siebie.
Opowiadanie to traktuje wojnę i lekko i poważnie. Z jednej strony francuskie miasteczko Chemlay jest spokojne, pełne galerii ciekawych osobistości - ojciec Pons, Mademoiselle Marcelle, "szlemiel" Rudi; dzieci robią Niemców "w konia", bawią się a zarazem walczą z głodem, strachem i tęsknotą. Wojna to też ruch oporu i Gestapo - dobry i zły Niemiec. Schmitt jednak zwraca uwagę na ważny, a chyba pomijany aspekt wojny - co się dzieje z dziećmi, kiedy broń jest już zawieszona? Jak wytłumaczyć dziecku, że ma teraz wracać do domu, do rodziny, której - jeśli ma - to nie widział przez ładnych parę lat? Jak oddać dziecko w ręce niby-rodziców? I wreszcie jak wytłumaczyć dzieciom, że świat się zmienił i nie będzie już nigdy taki sam? Schmitt to uchwycił i w scenie powrotu Rudiego do matki i w scenach rozmyślań Josepha o rodzicach i - chyba najbardziej dramatycznej scenie - jego spotkania z matką i ojcem. Komuś może się wydawać, że ta scena nie była potrzebna, że jest przerysowana, zbyt teatralna, a raczej filmowa, ale nie miałby jak podkreślić faktu, że w dzieciach też zachodzą zmiany, że dzieci też czują, że wojna wyrwała ich z normalności, ze spokojnego i błogiego dorastania, dając w zamian substytut "szczęścia" podszytego strachem i moczeniem prześcieradeł.
"Dziecko Noego" to mądre i pouczające opowiadanie, dające skrawek?, nie! panoramę rzeczywistości i postaw - od buńczucznej po uległą, od złej i brutalnej po dobrą i miłosierną. To mały wielki wykład filozoficzny uświadamiający jak ważna jest w życiu tolerancja, wierność sobie i ocalanie tego, co powoli zanika, nawet (a zwłaszcza!) tego, co nie jest namacalne. Jedynym minusem jest niezbyt spójny obraz Josepha i zakończenie. Ale przekonajcie się o tym sami ;)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Drzewo kłamstw”... hit książkowy, który mógłby być również hitem filmowym

Sienkiewicz - celebryta i pięć razy Maria

Siostrzana miłość w baśniowej scenerii i legendarnym czasie