"Kolumbowie" - Wakacyjny post numer 4
To nie będzie łatwy temat. Powstanie warszawskie. Zwłaszcza w 75. rocznicę wybuchu. Ale w końcu się zdecydowałam - jako fanka mini serialu Kolumbowie - przeczytać książkę Bratnego.
Roman Bratny, Kolumbowie. Rocznik 20
Myślałam, że to będzie książka w stylu "Kamieni na szaniec" - książkopomnik usypany z zachwytów nad brawurą młodzieży ginącej w imię przyjaźni i ojczyzny. Nie tym razem. "Kolumbowie" to książką, która w mojej opinii, nie jest serią bezrefleksyjnej euforii, lecz próbą chłodnego spojrzenia na rok 1944 i jego następstwa. Widać to i w postawach bohaterów i w narracji trochę takiej filmowej, urywanej, przemilczanej - drastycznej. Bohaterowie wahają się, kombinują, boją się albo też na ślepo idą w gruzy strzelać do gołębiarzy... Kochają z wyrachowania, ze strachu, z tęsknoty za czymś lepszym niż w kółko wałkowana wolność i obowiązek względem ojczyzny. Widać to doskonale po wojnie - młodzi akowcy nie potrafią się odnaleźć w powojennej komunistycznej Polsce. Czują się oszukani przez kierownictwo w Londynie, zdezorientowani - nie wiadomo komu wierzyć, komu nie. I jeśli w powstaniu łączyła ich silna więź - jeden oddałby życie za drugiego, to rok później przyjaciele odchodzą od siebie w kłótni. Ci sami.
Ja ich nawet rozumiem - też bym się czuła "porzucona" i "jak piąte koło u wozu" po tym, jak odbębniłam pańszczyznę - przelewałam krew za ojczyznę, kiedy dowództwo rzuca trochę broni i każe sobie radzić.
Wojna nie ma zwycięzców i przegranych. Ja w niej widzę tylko pyrrusowe zwycięstwa, ponieważ jak można się cieszyć z wygranej, kiedy realnie umierają ludzie, kiedy kraj jest wyniszczony i podzielony; kiedy ludzi traktuje się jak tarcze albo pociski.
Pamiętajmy również o tym, że naród to nie tylko ci walczący. To rzesze cywilów, którzy albo z braku odwagi albo z jakichkolwiek powodów nie stanęli do walki, ale to nie znaczy, że ich walka nie dotknęła osobiście. Kto, jeśli nie cywile, ucierpieli najbardziej... I Bratny to pokazuje w scenach zastraszonych sąsiadów, opuszczonych mieszkań, zagazowanych kin, łapanek; w scenach w tramwajach tylko dla Niemców, w kawiarenkach okupowanych przez hitlerowców, a wreszcie - w zgliszczach domów, w bestialskim wykorzystywaniu cywilów przez Niemców w czasie walk powstańczych. Bratny dopuszcza warszawiaków do głosu i jeśli na początku był to hymn na cześć młodych walczących, to z dnia na dzień hymn stawał się przekleństwem.
My chyba nie potrafimy udźwignąć tematu walk narodowowyzwoleńczych, które zawsze w naszym wypadku były za późno i źle przygotowane (oprócz powstania w Wielkopolsce), dlatego też kończyły się fiaskiem. Ale oddawanie życia w imię idei można w ogóle nazwać bohaterstwem? Czy ten, który walczył, pozostawał wierny swoim ideałom po walce? Kolumb - nie, Malutki - nie, Jagiełło - nie, Olo - nie, Jerzy... to chyba najtragiczniejsza postać w całej powieści. Ale też symboliczna - nie można mówić prawdy prosto w oczy, kiedy oczy chcą cieszyć się życiem, spokojem... chociaż w innej okupacji.
Zauważcie, że my nigdy nie mówimy o tym drugim dnie wojny - zawsze wysuwa się na plan pierwszy bohaterstwo-brawurę. Nie mówi się tylko o tym, ile za rozkazy bezpiecznie ulokowanej władzy zapłacili inni.
Do bibliotekarzy, historyków i polonistów!
OdpowiedzUsuńWykorzystujcie fragmenty powieści "Kolumbowie. Rocznik 20" na swoich lekcjach. Raz, że uczniowie lubią słuchać o wojnie i dzielić się swoimi informacjami, dwa - zawsze po tych najtrudniejszych fragmentach wychodzą z klasy inni, może trochę przybici, ale uwrażliwieni - choćby na chwilę ;)
Zawsze warto
PS ja wykorzystuję "Medaliony", "Janka. Historię małego powstańca", różne wspomnienia, pamiętniki itp., a nawet "Niemców" Kruczkowskiego, żeby naświetlić dzieciakom drugi punkt widzenia