Kończy się labirynt zaczyna się ogień – słów kilka o powieści pt. „Próby ognia”

Streferom udaje się wyjść z labiryntu. Nie bez ofiar. Czy to już koniec kłopotów Thomasa i jego przyjaciół? Eskperymentów nie ma końca, jak i pogardy dla ludzkości.

 

James Dashner, Próby ognia

Tom jest kontynuacją „Więźnia labiryntu”. Thomas i Streferzy wydostali się z labiryntu, staczając walkę z buldożercami. Okupili to ranami i stratą przyjaciół. To nie koniec ich śmiertelnej walki o życie, albowiem czeka ich kolejna próba – próba ognia.

Na ziemi szaleje wirus i burze. W takie środowisko eksperymentatorzy wysyłają garstkę chłopaków i dziewczyn, tłumacząc to koniecznością zbudowania mapy mózgu, która jest niezbędna do wynalezienia leku na pożogę. Część osób wierzy w zapewnienia DRESZCZu, część nie ma złudzeń, że naukowcy są jak doktor Frankenstein – dla nauki są w stanie zrobić największą podłość. I tak jest tym razem. Na nastolatków czekają zarażeni szaleńcy, burze z piorunami, potwory i potworne kule. Streferzy zostają eliminowani nieraz w brutalny sposób, ale prą do przodu. Dlaczego? Nie jest to do końca wyjaśnione. Zresztą podobnie jak tom wcześniejszy i ten obfituje w mankamenty.

Chłopcy często ulegają okrutnym ranom. Główny bohater szybko się regeneruje – zresztą jak pozostali bohaterowie. Nie wiem, czy autor zapomniał napisać o cudownym leku, czy po prostu zapomniał, że jego bohaterowie odnosili poważne rany, a nawet śmiertelne. Pomijając ten szczegół, Thomas, który cierpi po stracie Chucka, szybko bierze się do walki z nowymi przeciwnościami,  a gdzieś tam, od czasu do czasu przypomina sobie o wyrzutach sumienia, które dzięki Teresie odchodzą w niepamięć. Tak się dzieje na okrągło. Dalej jest to postać niekonsekwentna i nielogiczna.

Tym razem w miejsce Teresy autor postawił Brendę. Między nimi bardzo szybko (bardzo!) pojawia się nić sympatii. Podobnie jak w przypadku Teresy i ta relacja jest słaba, płaska, nijaka. Thomas i Brenda przeżywają różne perypetie, które moim zdaniem są zbędnym przedłużeniem powieści, ciągnącej się, a czasem nużącej.

Ostatnia scena jest powtórzeniem tomu wcześniejszego. Po walce nic się nie zmienia. Bohaterowie wpadają w te same tarapaty, co zawsze. A można było wymyślić coś innego. Szkoda, bo odbieram wrażenie, że czyta się jedno i to samo.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Drzewo kłamstw”... hit książkowy, który mógłby być również hitem filmowym

Sienkiewicz - celebryta i pięć razy Maria

Siostrzana miłość w baśniowej scenerii i legendarnym czasie