Przejdź do głównej zawartości

Baśnie - najlepszy wynalazek ludzkości


„Jeśli chcesz mieć mądre dziecko, czytaj mu bajki. Jeśli chcesz mieć genialne dziecko, czytaj mu jeszcze więcej bajek” – taką, mniej więcej, receptę dał Einstein dla tych wszystkich, którzy marzą o super dzieciach. Tylko co czytać, skoro książek jest dużo? Czytać czy puścić bajkę w telewizji? Może warto wrócić do korzeni i czytać stare, dobre baśnie. Na przykład Andersena.



Hans Christian Andersen, Baśnie

Powrót do korzeni w dobie tak rozwiniętej techniki może wydawać się pomysłem ekstremalnym. Włączenie bajki w telewizji czy Internecie pomaga zaoszczędzić czas, w końcu dziecko ma zajęcie, a i rodzic może zajmować się swoimi obowiązkami lub po prostu odpocząć. Dziwnie to brzmi, ale tempo, w jakim obecnie żyje większość ludzi narzuca pewien styl... życia właśnie. Dzisiaj obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Książki dla Dzieci i poświęcenie parunastu minut na przeczytanie dziecku czy z dzieckiem jednej baśni czy dwóch przyniesie więcej korzyści niż się wydaje.

A dlaczego baśnie Andersena? Święto książki dla dzieci związane jest z twórczością i życiorysem autora dotąd uznawanego za wybitnego twórcę literatury dziecięcej. Hans Christian Andersen urodził się w Odense dnia 2 kwietnia 1805 roku i ponoć uliczna wróżbiarka przepowiedziała mu wielką sławę i sukces. Nikt się nie spodziewał, że dziecko ubogiego szewca będzie na ustach całej Danii i całego świata. Andersenowi udało się wkraść w łaski najbardziej wymagającego czytelnika, czyli dziecka, nawet dziś. Zanim został największym baśniopisarzem wiele przeszedł i wiele znosił kpin, upodleń i cierpienia. Andersen nie był urodziwym dzieckiem, później młodzieńcem – chudy, wysoki z maleńkimi oczkami, ale wielkim nosem; ponadto był dyslektykiem. Wówczas nikt nie wiedział o istnieniu tej przypadłości i Andersena uważano ze leniucha i tumana (!), niestety. Andersen był na szczęście uparty i skoro pragnął sławy, a przecież w dzieciństwie czytał mnóstwo biografii ludzi sukcesu, to parł do przodu, ocierając się czasami o bolesne doświadczenia. Dzięki jego samozaparciu i olbrzymiej wyobraźni możemy śmiać się z Małego Klausa, wzruszać się historią Dziewczynki z zapałkami, kibicować żołnierzowi z „Krzesiwa” i Brzydkiemu Kaczątku, płakać nad losem Stokrotki i Słowika.

Magia Andersena objawia się każdemu pewnie inaczej. Ja w niej doceniam to, że autor nie mami dzieci „słodką” rzeczywistością tylko oswaja ze światem w jego codziennym i szarym wymiarze. Ludzie są pełni wad: skąpi, pazerni, głupi, pyszni, lekceważący, narwani, zazdrośni, przyziemni. Są wśród nich i tacy, którzy kierują się wartościami takimi jak dobro, wdzięczność, miłosierdzie, litość, miłość, przyjaźń, lojalność, odwaga. To kwestia wyboru, dlatego też Andersen pokazuje różne sytuacje, w jakich te wybory się dokonuje. Dobrze to widać w baśni „Kalosze”, kiedy marzy się o czyimś życiu, ponieważ z daleka wygląda na piękne i szczęśliwe, ale tak naprawdę jest albo puste albo smutne. Te baśnie uczą dzieci czuć wzruszenie, radość, uczą dobrotliwego śmiechu i sympatii do łobuziaków, dających nauczkę poważnym złoczyńcom. Uczą cenić wolność.

Puszczając dzieciom tzw. cartoony, często spuszczamy się na autorytet telewizji, która na kanałach dla dzieci nie puściłaby czegoś głupiego, pustego i agresywnego. Niestety, obecne bajki pokazują, że można bić bohaterów czymkolwiek, wysadzać ich w powietrze, krzyczeć na nich, wyzywać, kopać itp. Bolek karcił Lolka przynajmniej za coś, a w cartoonach bohaterów bije się dla samego bicia. Później dzieci naśladują takie zachowanie, co widać na przerwach w szkołach, w sposobie odnoszenia się do rówieśników i starszych, w braku empatii, w hejcie. Pocahontas w nieco ponad minutę wyśpiewała Johnowi Smithowi, na czym polega tolerancja, szacunek i symbioza. Ale takich bajek, jak „Pocahontas” jest coraz mniej, a programów na kanałach dla dzieci przybywa i wydaje się, jakby kontrola o nich zapomniała. Poświęcony czas dziecku na przekazanie dobrych emocji, na wyrabianie trafnych spostrzeżeń jest najlepszą inwestycją dla rodzica, a także dla społeczeństwa. Straconego czasu nie da się nadrobić... o tym trzeba pamiętać.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sienkiewicz - celebryta i pięć razy Maria

Henryk Sienkiewicz zawsze podobał się kobietom i on wybierał te szczególnie piękne i urocze. Pierwszą była Maria Keller, z którą już prawie miał się ożenić, gdyby nie zbytnia szczerość w listach. Niepotrzebnie Sienkiewicz użalał się bogatej narzeczonej, że skąpi sobie w uzdrowisku w Ostendzie. Rodzice Kellerówny obawiali się, że przyszły zięć - bez porządnego fachu - nie zdoła utrzymać córki. Więc dostał pierwszego kosza. Po powrocie z Ameryki Sienkiewicz nie umiał usiedzieć na miejscu. Warszawa mu obrzydła, a ponieważ końskim zdrowiem też się nie cieszył, miał usprawiedliwienie. We Włoszech - druga ojczyzna - spotkał rodzinę Szetkiewiczów z córką Marią. Podchody trwały około roku. Obawy rodziców te same - brak stałej posady, brak pieniędzy. Pomocni okazali się przyjaciele, zwłaszcza Godlewscy, którzy „wychodzili” Sienkiewiczowi piękną i uroczą żonę. Małżonkowie uzupełniali się idealnie, rozumieli się wspaniale. Marynia, która też przejawiała talenty literackie, była surow...

Siostrzana miłość w baśniowej scenerii i legendarnym czasie

Juliusz Słowacki, Balladyna Jak zachęcić uczniów do czytania tekstów kompletnie im obcych? Zwłaszcza tak zawiłych jak "Balladyna" Słowackiego... Sprawa wydaje się z góry przegrana, ale... "Balladyna" jest dobrym przykładem literatury fantastycznej (tak jest!), a także dotyczy problemu siostrzanej miłości/zazdrości. Ta uczennica, która ma siostrę, "Balladynę" powinna dobrze zrozumieć. Utwór ten napisał Juliusz Słowacki, autor dość trudnych liryków, poematów, dramatów. Trudność ta polega głównie na zawiłym języku naszpikowanym metaforami, symbolami, dowcipem, który w obecnych czasach nie musi być koniecznie zrozumiały. Niemniej, "Balladynę" - jeśli przerobi się ją na współczesny grunt - zaczyna się doceniać, zwłaszcza za wykreowanie głównej bohaterki, nie do końca typowego szwarccharakteru. Od czego zacząć? Słowacki, swoją wielką tragedię, stanowiącą część kronik historycznych Polski, umieszcza w odległych czasach. Tropem jest obecno...

Pomysł na kreatywne lekcje biblioteczne

Czołem! Dzisiaj nie będzie czystej recenzji książki. Będzie pomysł na zajęcia biblioteczne. Kilka lat temu dowiedziałam się od uczniów o pierwszym (?) polskim gamebooku. Zaczęłam szperać w internetach co to jest gamebook - sprawa okazała się banalnie prosta. Gamebook to rodzaj książki, który pozwala czytelnikowi utożsamić się z bohaterem i kierować akcją. Każdy paragraf daje kilka alternatyw. Co daje to uczniowi? Uczy się dokonywać wyborów, analizując sytuację. Ostatnio na zastępstwach zapoznaję uczniów z historią Janka, małego powstańca. Gamebook autorstwa Macieja Słomczyńskiego i Beniamina Muszyńskiego odznacza się zawrotną akcją i dość trudnymi wyborami - pozostać człowiekiem czy służba "żołnierska"? Uczniowie wczuli się w postać młodego Zawiszaka i udało im się tak pokierować jego losami - żywo przy tym dyskutując - że doszedł do finału żywy, choć nieco poobijany. Sami byli zaskoczeni, jak bardzo dali się "wkręcić" w powstańcze klimaty. Mieli tylko jedn...