Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2021

„Dynastia Miziołków” – polska alternatywa Mikołajka...?

Obraz
Nie powiem, żebym przeczytała Miziołków szybko, bo trochę mnie nudzili. Uczniowie podzielają moje wrażenia. Co jest nie tak? Chyba ta dynastia...   Joanna Olech, Dynastia Miziołków Powieść dla dzieci w formie dziennika to miła odmiana, zwłaszcza dla pożeraczy książek, jak i dla tych czytających same lektury. Pokazuje to, że książki mogą przybrać różną postać, a narracja pierwszoosobowa przybliża czytelnika do bohatera i na odwrót. Dobrze, że dzieci poznają i takie oblicza literatury. Niemniej, co mi nie odpowiada to chyba brak... akcji. Dziennik zawiera nieraz ciekawe, nieraz dowcipne przemyślenia dojrzewającego Miziołka o rodzinie – Mamiszonie, Papiszonie, Kaszydle i Potworze, oraz o szkole i kolegach. Fabuła trwa mniej więcej rok. Nie można więc powiedzieć, że nic się nie dzieje, wręcz przeciwnie – poznajemy zawiłe stosunki małżeńskie, trudne relacje między rodzeństwem, a także z kolegami walczącymi o tę samą Beatę. Mi jednak brakuje jakiegoś wydarzenia, które miałoby ciągłoś

„Magiczne drzewo. Czerwone krzesło” – czyli o tym, jak wpakować się w kłopoty

Obraz
Uczniowie często pytają mnie o powieści przygodowe. „Czerwone krzesło” jest godne polecenia, ponieważ dużo się tam dzieje. Ale czy jest to książka mądra? Coś tam się na pewno znajdzie, jednak...   Andrzej Maleszka, Magiczne drzewo. Czerwone krzesło Powieść przygodowa z elementami baśniowymi – tak bym to zakwalifikowała. Bohaterami jest trójka rodzeństwa, w ręce której wpada magiczny przedmiot. W baśni zawsze bohaterowie kojarzeni byli opozycyjnie – mądry i głupi, dobry i zły. Rodzeństwo pakuje się w same przygody (czyt. problemy) z racji nieumiejętnego korzystania z tytułowego krzesła. Oj, dzieci miały wiele okazji dokonać lepszych wyborów, ale nie zrobiły tego, co chyba dowodzi, że nie są z tych „lepszych” i nagradzanych baśniowych postaci. Może autor chciał ukazać dzieci takie, jakie są? Tylko po co, skoro można dać przykład. Jest w książce postać, która ma niecne plany wykorzystania magicznego krzesła i... ten wątek jest mądrze pociągnięty. Co do dzieci... tu musiałaby wkroczy

„Ikabog” – powrót baśni w smakowitej oprawie

Obraz
Jedynym minusem, jaki znajduje w „Ikabogu” jest to, że za szybko się kończy. Że się kończy w ogóle. Pierwszorzędnie opowiedziana baśń trzyma w napięciu od pierwszej strony, dzięki prostym – „fatycznym” – zabiegom narratora. Geniusz! Gratulacje dla tłumaczy, którzy wykonali kawał dobrej roboty z przekładem.   J.K. Rowling, Ikabog Po przeczytaniu „Syna wiedźmy” wydawało mi się, że nie znajdę utworu przebijającego tę właśnie baśń. Obecna literatura dla dzieci i młodzieży jest – jak dla mnie – zbyt postmodernistyczna albo nachalnie obyczajowa, przez co traci na wartości. A tu nagle powraca baśń, gatunek jak najbardziej słusznie kojarzący się z dziećmi i rozwijaniem wyobraźni, ale też i etosu człowieczeństwa. „Syn wiedźmy” był dla mnie geniuszem, dorównał (jeśli nie przebił...) swych wielkich duńskich i niemieckich przodków. I nagle podczas pandemii pojawia się „Ikabog” autorstwa pisarki kojarzącej się z murowanym sukcesem literatury dla dzieci i młodzieży. Czy nowe dzieło J.K. Rowl

„Ella i jej sekret” – ma szansę stać się dziecięcym thrillerem...

Obraz
Interesujące jest powstanie pomysłu do napisania książki o dziewczynce, która nie potrafi dochować sekretu własnej rodziny. A właściwie o dwóch dziewczynkach – jedna się łamie, druga broni się przed zdradą. Gdzieś między nimi unosi się złowieszcza aura tajemniczości i... mroku. To dobra powieść dla dzieci, które ulegają presji środowiska.   Cath Howe, Ella i jej sekret Książka ma ciekawą konstrukcję fabularną. Zaczyna się listami, które Ella wysyła tacie. Na początku czytelnik przypuszcza, że ojciec rozstał się z matką i dlatego mieszka gdzie indziej. Po kilku listach bystry czytelnik domyśli się prawdy. I właśnie tę prawdę Ella powinna zatrzymać dla siebie. Ale jest tylko małą, przestraszoną i obrażoną na cały świat dziewczynką. Dlatego pada szybko ofiarą bezwzględnej Lydii, która wykorzystuje Ellę do swych niecnych celów. To nie jest jednak koniec akcji, ponieważ na scenę wkracza Molly – outsiderka z Klasy Wierzb. Molly również ma sekret, jednak jest dużo silniejsza, a sekret z

„Przyjaciele” – powrót pięknej narracji trzecioosoboowej, ale koniec... ech

Obraz
Ciężko mi wybaczyć koniec tej dość ciekawej powieści dla dzieci, a może też i dla początkującej młodzieży. Piękna narracja trzecioosobowa porwała mnie od razu i niosła, mniej więcej, przez dwie trzecie fabuły. Finisz jest... no cóż – zepsuł pierwsze wrażenie. To chyba jakiś głębszy problem polskiej literatury dla dzieci – świetne, wciągające początki i totalne pogubienie się na końcu. Fatum finału.   Grzegorz Kasdepke, Mira Stanisławska-Meysztowicz, Przyjaciele Fabuła oparta jest na perypetiach rudowłosej Ani, która ze wsi o nazwie Brzozowo, przyjeżdża do samej stolicy Polski. Dziewczynka, niezwykle wrażliwa, grzeczna, życzliwa, ale też i płochliwa, nie jest zaakceptowana przez „kamieniczne” dzieciaki, a przynajmniej przez większość z nich – pociągającą za sznurki Patti, dającego się pociągać za sznurki Jacka, brata Patti, czyli Tomka. Wyłamuje się tylko Wojtek, młody inteligent, ceniący rozrywki intelektualne nad trzepakowymi. Relacje między dziećmi są nieco pogmatwane – ktoś w

„Sezon na zielone kasztany” – wreszcie mądrze o problemach dzieci i nastolatków

Obraz
Co prawda jeszcze za wcześnie na kasztany, ale zawsze jest dobra pora na świetną książkę dla dzieci i młodzieży. W „Sezonie na zielone kasztany” znajdziecie całą paletę barw emocji, galerię postaci, w których na pewno odnajdziecie cząstkę siebie. A wszystko to ma wspólny koniec i początek. Chociaż ten koniec... jest taki sobie.   Barbara Kosmowska, Sezon na zielone kasztany Ostatnio pisałam o tym, że wielką szkodę czyni się dzieciom infantylnością w literaturze. Książki naprawdę nie muszą być arcymądre i arcymądrym językiem napisane. Wcale nie trzeba przedzierać się przez gąszcz niezrozumiałego słownictwa, ani wytężać umysłu nad skomplikowaną fabułą. Lektura może być lekka i przyjemna, a przy tym wcale nie głupia czy nudna. Nie musi też nikogo obrażać, ani „karykaturzyć” stereotypów. W „Sezonie...”, jak napisałam już w lidzie, jest galeria postaci i ich problemów. Autorka przedstawiła ich w sposób prosty, a jednocześnie inteligentny, miejscami dowcipny, wartki, wciągający. Tuta