„Ikabog” – powrót baśni w smakowitej oprawie
Jedynym minusem, jaki znajduje w „Ikabogu” jest to, że za szybko się kończy. Że się kończy w ogóle. Pierwszorzędnie opowiedziana baśń trzyma w napięciu od pierwszej strony, dzięki prostym – „fatycznym” – zabiegom narratora. Geniusz! Gratulacje dla tłumaczy, którzy wykonali kawał dobrej roboty z przekładem.
J.K. Rowling, Ikabog
Po przeczytaniu „Syna wiedźmy” wydawało mi się, że nie znajdę utworu przebijającego tę właśnie baśń. Obecna literatura dla dzieci i młodzieży jest – jak dla mnie – zbyt postmodernistyczna albo nachalnie obyczajowa, przez co traci na wartości. A tu nagle powraca baśń, gatunek jak najbardziej słusznie kojarzący się z dziećmi i rozwijaniem wyobraźni, ale też i etosu człowieczeństwa. „Syn wiedźmy” był dla mnie geniuszem, dorównał (jeśli nie przebił...) swych wielkich duńskich i niemieckich przodków. I nagle podczas pandemii pojawia się „Ikabog” autorstwa pisarki kojarzącej się z murowanym sukcesem literatury dla dzieci i młodzieży. Czy nowe dzieło J.K. Rowling faktycznie jest sukcesem?
Porządnie przemyślana konstrukcja książki z narratorem stworzonym na wzór dawnego baśniowego opowiadacza jest ewidentnym gestem w kierunku lektora i słuchacza. Narrator snuje historię królestwa Coniemiary, a jednocześnie wyjaśnia czytelnikowi niektóre sytuacje, a nawet je wyprzedza. Fatyczność wspomaga czytanie na głos dziecku, jest świetnym przerywnikiem. Rozdziały są krótkie i... to chyba przez to nie można się od książki oderwać. Jak i przez samą fabułę.
Historia, która wydarzyła się w Coniemiarze, jest ponadczasowa tak jak i bohaterowie. Zresztą jak w każdej baśni. Próżny król jest... próżny do bólu; prawy rycerz jest... chodzącym etosem rycerstwa; jest też mądra dama i fałszywi doradcy plujący intrygami, a także prości ludzie, którzy... są prości, ale waleczni i dobrzy. Bohaterką jest dziewczynka, nieco zbuntowana – ponieważ nie może być chodzącą słodyczą – i która domaga się powrotu utraconej Coniemiary. Gdzie w tym wszystkim jest tytułowy ikabog? Tak naprawdę to jest wszędzie, albowiem to od niego wszystko się zaczęło. To kłamstwo. Baśń pokazuje drogę kłamstwa – jak się szerzy, wraca do punktu wyjścia, jak niszczy, ogłupia, usypia czujność. Coniemiara staje się modelowym przykładem państwa reżimowego, w którym dezinformacja i propaganda doprowadzają do strachu, terroru, podziału społeczeństwa i jego upadku. Pokazuje, jak żądza władzy jest tak silna, że doprowadza do wymyślania największych szaleństw i podłości. I, niestety, to działa. Jednocześnie daje nadzieję, że każdą – nawet najgorszą – sytuację może naprawić prawda i jedność.
Trochę zaskoczyło mnie zakończenie „Ikaboga”. Przyznam, że nie do końca pasowało mi do całości. Po dłuższym namyśle zmieniam zdanie. Pozostając w kanwie baśni, narrator nie miał wyjścia, jak tylko zakończyć fabułę dwojako. Tak, dwojako. Nie da się unicestwić zła raz na zawsze, ono po prostu jest, gdy są ku temu sprzyjające okoliczności. Można je trochę „obłaskawić” tylko trzeba czasu. A ludziom trzeba mądrych władców i prawdy.
I na koniec refleksja. Może sytuacja polityczna w państwach nie jest najciekawsza, zwłaszcza tych, które próbują przejąć media i ogłupiać naród „winem, chlebem, muzyką” plus, ponieważ u podstaw wychowania i wykształcenia brakuje baśni. Einstein mawiał, że jeśli chce się mieć genialne dziecko, trzeba mu czytać dużo baśni właśnie. Literatura potrafi być silnym źródłem kształtującym światopogląd, więc jeśli trywializuje rzeczywistość i przedstawia człowieka jako jednostkę troszczącą się o wygląd zewnętrzny i realizującą zachcianki, a depczącą ponadczasowe wartości, to... nie można spodziewać się po takim społeczeństwie czegoś więcej.
Komentarze
Prześlij komentarz