„Pajączek na rowerze” – wybuchowa mieszanka charakterków

 

Ilekroć uczniowie czytali fragmenty „Pajączka...” w podręczniku, zawsze przychodzili do biblioteki pytać się, czy książka jest na półkach. Z ciekawości sama przeczytałam tę dość krótką powieść dla dzieci, choć – moim skromnym zdaniem – dla starszych dzieci-już-prawie-nastoletnich. I muszę przyznać, że mnie miło zaskoczyła. Książka, oczywiście.

 

Ewa Nowak, Pajączek na rowerze

Jest to historia dwójki jedenastoletnich dzieci, o kompletnie odmiennych temperamentach, z których los po trosze zadrwił. Dzieci nie pałają do siebie sentymentami, choć są na siebie skazane. Ola jest jak wstrząśnięta butelka oranżady, natomiast Łukaszek to ciapa i kujonek. Przez większość partii fabuły czytamy o antypatii, która pod wpływem różnych okoliczności zaczyna się zmieniać o 180 stopni. Jaki będzie finał przyjaźni Oli z Łukaszem? Przeczytajcie koniecznie, ponieważ nie raz zawita na Waszych twarzach uśmiech, a nawet się uśmiejecie, zwłaszcza w scenach „rzeczowo” intymnych.

Gdyby ktoś z Was pomyślał, że „Pajączek...” jest tylko o przyjaźni dzieci, byłby w błędzie. Powieść porusza kilka problemów. Jednym z nich jest rozwód w rodzinie, brak ojca, zmęczenie „matczynego” materiału zwaleniem się wszystkich problemów na tylko jedną głowę. Obie matki radzą sobie różnie z rozstaniem – jedna nadopiekuńczością, druga z goła inaczej. Warto jednak przyjrzeć się dzieciom i ich uczuciom, reakcjom. To może być lekcja tym razem dla rodziców. Innym problemem jest niekonsekwencja. Matka Oli pozwala na wszystko starszej córce, natomiast własnej matce – rezolutnej seniorce odkrywającej uroki informatyzacji – nie może odpuścić i ciska weń kazaniami. Podobnie jak bez przerwy moralizuje Olę. Tutaj również rodzic odbiera lekcję, jak nie powinien traktować dzieci i jaki bywa niekonsekwentny, raniąc tym zachowaniem uczucia innych. A co ważniejsze – dziecko w ten sposób nastawia się przeciw rodzicowi. Jest jeszcze problem wykorzystywania słabszych, hipochondrii i wciskania nosa w nie swoje sprawy.

Dość krótka, lecz ciekawa i bogata w wątki – tak można streścić „Pajączka...”. Początek trochę nudnawy, ale później akcja się rozkręca, a finał... zaskoczy niejednego czytelnika. Kupiłam tę książkę w ramach Narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa – I edycja i nie żałuję, bo książka jest naprawdę warta.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Drzewo kłamstw”... hit książkowy, który mógłby być również hitem filmowym

Sienkiewicz - celebryta i pięć razy Maria

Siostrzana miłość w baśniowej scenerii i legendarnym czasie