Ja - stwierdził Poirot - zawsze mam rację. Jest to tak niezmienne, że aż mnie zaskakuje. Ale teraz wygląda na to, że się mylę. To mnie niepokoi.”

Agata Christie, Karty na stół

Fabuła jest osnuta wokół nietypowego wieczoru u nietypowego, choć groteskowego, człowieka o nazwisku Shaitana - stylizującego się na Mefistofelesa, kolekcjonera arcyzbrodniarzy, których morderczy fach nie został wykryty. Ekscentryk zaprasza na swoją wytworną kolację czterech autorów „zbrodni doskonałych” oraz cztery osoby zajmujące się zbrodnią: dwóch przedstawicieli prawa, prywatny detektyw i pisarka, twórczyni wielu poczytnych powieści detektywistycznych. Po kolacji goście udają się na brydża. Aby było śmieszniej, „przestępcy” grają razem, „policjanci” grają też razem, ale w osobnym pokoju. Jak łatwo się domyślić - ginie pomysłodawca gospodarz. Jest czterech potencjalnych morderców i cztery „psy węszące zbrodnię”. Przesłuchania czas zacząć…

„Karty na stół” są dobrym przykładem dedukcji opartej na eliminacji. Z kolei wyeliminowanie potoczystej narracji do minimum obrazującego i charakteryzującego pośrednio bohaterów wcale nie zuboża przyjemności z lektury. Czytelnik wraz z nadinspektorem Scotland Yardu robi dochodzenie, ale prawdę mówiąc, przyjemność czytelnicza pojawia się wraz z przejęciem inicjatywy przez Poirota. Jego niekonwencjonalne pytania zaskakują, a wnioski… cóż… na końcu to i nawet sam Belg jest zdziwiony. Jednak jego szybkie i sprawne szare komórki na nowo przekalkulowują zdobytą wcześniej wiedzę, dołączają nowe fakty i dostarczają nowego podejrzanego. Czytelniku, do końca nie będziesz wiedział, kto zabił Shaitanę.

Powieść detektywistyczna rządzi się swoimi regułami. W przypadku powieści Agaty Christie reguły ustalone są pod Poirota. Osobliwy detektyw, Belg z charakterystycznym wąsem, zawsze znajduje się w centrum, bądź blisko wydarzeń „śmiercionośnych”. Fabuła jest z jednej strony rzeczowa, sprawozdawcza; podzielona na rozdziały podyktowane zbieraninie faktów, czyli przesłuchaniom, które układają się w dedukcyjną całość. Na końcu czytelnicze wątpliwości rozwiewane są przez absolutną maestrię szarych komórek Poirota. A czytelnik… może tylko cicho sobie westchnąć: „No tak, teraz wydaje się to takie OCZYWISTE”.

Z drugiej strony fabuła, bardzo schematyczna, powtarzająca się w prawie każdej powieści, jest pokrętna, naszpikowana wieloma niuansami, tak że prawdą jest powiedzenie „diabeł tkwi w szczegółach”. Czytelnik musi mieć super spostrzegawczość, szybkość dedukcji, a dodatkowo w powieści „Karty na stół” przyda się znajomość brydża.

W powieściach Christie nie urzeka wyszukana narracja, psychologia czy też „wywrotowość” akcji. Swe powodzenie powieści zawdzięczają detektywowi Poirotowi. Nie jest on ani sympatyczny, ani urodziwy. Jest zrzędliwy, pedantyczny, zadufany w sobie, o czym świadczy cytat u góry. Poirot wierzy w swoje dedukcyjne możliwości, ufa drodze eliminacji. To człowiek o twardych zasadach, które czasami i sam nagina, właściwie… dla czystej przyjemności odkrycia zbrodniarza; dla satysfakcji bycia genialnym, niepokonanym, niedającym się wystrychnąć na dudka. Niemniej, szanuje on ludzi mądrych, inteligentnych, nawet jeśli zbaczają z drogi wytyczonej moralnymi zasadami.

Powieść nie nuży, nie jest oczywista, nie da się też od początku „postawić na jednego konia”. Brak tu rozwiązań typu ad hoc, czyli pojawienie się nowych okoliczności umożliwiających autorce łatwe wyjście z zagmatwanej sytuacji. Nie! Na szczęście… Choć faktycznie, fabuły wymyślane przez Agatę Christie są dość poplątane, ale jest Poirot, który żadnego węzła się nie boi, a w dodatku sam opowie, jak go rozwiązać… supełek po supełku.
Ciekawym wątkiem, który pojawia się w „Kartach na stół” jest postać pisarki - autorki powieści detektywistycznych, bardzo poczytnych, w których bohaterem jest detektyw z Finlandii. Pani Oliver, bo tak nazywa się urzeczona zbrodniami autorka, wypowiada się na temat schematów tegoż gatunku literatury. Są to dość ciekawe wywody, jak np. „Chodzi tylko o to, by było dużo trupów! Jeśli historia staje się odrobinę nudna, można ją ożywić znajdując następną ofiarę”. Warto przerobić to z uczniami na lekcji i przedyskutować, co im się tak naprawdę podoba w tych powieściach, co ich w nich pociąga. U Agaty Christie z reguły jest jedno morderstwo, ale jakie… powodujące, że mamy dwóch arcymądrych „bohaterów”, jednak jeden -  rodem z Belgii - jest tym mądrzejszym. Zawsze. Zapamiętajcie to.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Drzewo kłamstw”... hit książkowy, który mógłby być również hitem filmowym

Sienkiewicz - celebryta i pięć razy Maria

Siostrzana miłość w baśniowej scenerii i legendarnym czasie