Czy wszyscy Niemcy to Schweine?
W ostatnim poście "o wojnie" napiszę o wyjątkowym dramacie Leona Kruczkowskiego pt. "Niemcy". Na czym polega jego wyjątkowość? Zapomniana lektura z dawnej szkoły podstawowej porusza w oryginalny i unikatowy sposób problem wojny i jej widzenia z perspektywy Niemców uważanych powszechnie za agresorów, zwolenników eugeniki, czyli tępicieli podludzi. A jak Niemcy widzieli siebie w czasie II wojny światowej? Na jakie dylematy cierpieli?
Leon Kruczkowski, Niemcy
Pierwszy akt odsłania charakter trzech bohaterów, oczywiście Niemców. Znamienne, że każdy z nich ukazany jest w innej sytuacji i przestrzeni. Żandarm Hoppe boryka się z problemami służby na froncie wschodnim, czyli gdzieś w Polsce. Willi Sonnenbruch - oficer SS, przesłuchuje biedną matkę usiłującą wyprosić na untersturmfurehrze litość dla syna. Jego siostra - Ruth Sonnenbruch - odwiedza sobie francuskie miasteczko, bo przecież należy ono teraz do Niemiec, kraju pełnego wspaniałych niemalże starożytnych wojowników. W tych krótkich scenach już zarysowują się portrety psychologiczne, czasami tylko niuanse zdradzają myśli tychże bohaterów. Ale czy mogą postąpić jak ludzie czy muszą postępować jak Niemcy?
Te trzy odsłony aktu to pewnego rodzaju preludium do tragedii właściwej, szkic charakterów, szkic propagandy - wielkiej pralni mózgów, które nawet daleko od Berlina muszą myśleć a zwłaszcza działać jak Niemcy.
W akcie II autor dramatu ukazuje kluczową postać w "Niemcach" - profesora Sonnebrucha w dniu swojego naukowego jubileuszu. "Jestem uczciwym Niemcem", powtarza stary profesor gorszący się frywolnym zachowaniem Ruth, jej lekkim podejściem do działań Niemców na frontach. Bynajmniej, nie popiera on faszystów ani nazistów tak jak jego żona i Liesel, Ruth i najgorliwszy zwolennik - syn Willi. Profesor nie chce mieć nic wspólnego z Niemcami, nie chce żyć tym, czym żyje prawdziwy Niemiec. Ale czy kategoryczne odcinanie się od złego, bo głównie z tą kategorią profesor utożsamia swych rodaków, sprawia, że profesor jest jedynym sprawiedliwym w rodzinie Sonnenbruchów?
Rozwój wypadków, który toczy się lawinowo od pojawianie się niechcianego gościa, ukazuje nie tylko schematy myślenia, ale też i to, że od mówienia do działania jest bardzo długa droga. Patrząc przez pryzmat przekonań, jakimi kierują się bohaterowie, każdy z nich ma rację. Tylko jeden okazuje się hipokrytą, i tylko jeden czarnym koniem wyścigów o człowieczeństwo. Krótka akcja, dziejąca się od wieczora do ranka, bez wyżej wspomnianego preludium, straciłaby na interpretacji. Ale czy w takim razie autor - Leon Kruczkowski - broni Niemców, pisząc że nie wszyscy są Schweine'ami? A może jednak wszyscy? Tylko niektórzy mniej inni bardziej?
Kruczkowski nie pomija też innych tematów: Żydów, Polaków, matek, kochanek, kolaborantów, ruchu oporu. Udaje mu się naszkicować wymowne sytuacje i pogłębić psychologię bohaterów mimo bardzo krótkiej akcji. Siłując się, bądź co bądź, z kontrowersyjnym tematem, bo przecież inni pisali tylko z perspektywy ofiar, Kruczkowski odważył się uświadomić społeczeństwu, i to bardzo krótko po wojnie, że można być ofiarą i katem. Szkoda, że utwór został wycofany z lektur szkolnych, ponieważ obala stereotypy, uczy krytycyzmu i dystansu.
Warto również dodać, że wkrótce po zakończeniu wojny, teatr telewizji odważył się wystawić "Niemców" na deskach w reżyserii Kazimierza Dejmka, dość odważnego reżysera. Adaptacja ta, mocna i drapieżna, zasługuje na uwagę nie tylko dzięki wspaniałej grze aktorskiej, ale także na zuniwersalizowanie treści, ponieważ z wyborami z kręgu etyki borykamy się w każdej sytuacji? Ile razy zapomnieliśmy o byciu człowiekiem i byciu dla ludzi? Ile razy oszukaliśmy samego siebie? Jak często nasze poglądy kłócą się z rzeczywistością? Warte polecenia i przemyślenia.
Komentarze
Prześlij komentarz