Podsumowanie "wojennych tematów" - "Metro 2033"
Jeśli chcecie przedstawić człowieka takim, jakim jest naprawdę, osadźcie go w realiach wojny. Dmitry Glukhovsky właśnie tak postąpił. W swojej apokaliptycznej wizji przyszłości, która aż tak daleka nie jest, bo od wydarzeń w Moskwie dzieli nas raptem 16 lat (czy to tak dużo?!), bohaterowie żyją w metrze, bojąc się wyjść na dwór. Czego się boją? I co ich straszy w metrze i poza jego granicami? Bynajmniej, potwory wcale nie są najgorsze. Więc kto?
Dmitry Glukhovsky, Metro 2033
Akcja osadzona jest kilka lat po wybuchu jądrowym, jaki zgotowali sobie walczący ludzie. Moskwa praktycznie nie istnieje. Część "szczęściarzy" schroniła się w metrze i odtąd żyje tam niczym szczury. Pewnego razu Artem - główny bohater, otrzymuje ważną misję. I jest to powód do tego, by wraz z nim wybrać się w podróż po moskiewskim metrze, a tak naprawdę po ludzkiej psychice.
Odwiedzając różne stacje (dzięki Bogu do powieści dołączony jest plan metra), Artem boryka się z własnymi lękami, bo o niektórych tunelach krążą złowrogie legendy; boryka się również z ludźmi. I tu wychodzi prawda na jaw - jacy my jesteśmy. Trudno jest zaakceptować fakt, że to my sami wysadziliśmy się w powietrze, poświęciliśmy innych, zadbawszy o to, by tylko garstka przeżyła. Ale czy zadbaliśmy również o to, by ta garstka umiała ze sobą współpracować? Metro moskiewskie jest ogromne, co dość dobrze pokazuje różnice między ludźmi, ich zaciekłą obronę choćby skrawka ziemi, ich odrębne ideologie - wskrzeszenie faszyzmu, stalinizmu, rewolucjonizmu, satanizmu. No właśnie, czytając powieść człowieka zadaje sobie pytanie - dlaczego ludzie przeżyli? A może byli "normalni" tylko warunki w tunelach ich do tego zmusiły? Po co ich ocalono?
Powieść zawiera głębokie, acz bolesne przesłanie o ludzkiej naturze, o ludzkości w ogóle. Napisana jest brawurowo, trzyma w napięciu od pierwszych stron, pełna jest zwrotów akcji, każdą stronę wypełnia egzystencjalizm przebijający się przez mroki moskiewskiego metra. Da się wyodrębnić dwie konstrukcyjne części: pierwsza, o wartkiej akcji, zaczyna się swoistą odyseją Artema po tunelach i kończy się wraz z dotarciem chłopaka do celu; druga - obejmuje spotkanie z wyznawcami Wielkiego Czerwia i kończy się Apokalipsą według Artema, przypomina bardziej studium psychologii człowieka, stawia mnóstwo pytań natury filozoficznej, które właściwie zawierają ostrą krytykę ludzkości. W usta kapłana włożył Glukhovsky najboleśniejsze zarzuty wymierzone w ludzi i oskarżenia o to, kto naprawdę jest potworem - ten, kto się nim stał, czy ten, kto go stworzył?
"Metro 2033" jest przestrogą, nową "Odyseją", opowieścią o bohaterach, poświęceniu, samotności, odwadze, strachu, który jest bardzo realnie przedstawiony. Mimo smutnego, momentami wręcz rozpaczliwego przesłania, powieść warto przeczytać, wręcz należy. Można się przejąć skutkami ludzkich zapędów, nawet zdołować, ale autorowi chyba nie o to chodziło. Krytyka ludzi, rozczarowanie ich rządami, bezskuteczne próby ocalenia, nie powinny zaćmić słabo tlącej się iskierki optymizmu, jakim jest spotkanie z obcym. Tylko ktoś musi być pierwszy w kontaktach z nim. I nie powinien wówczas stchórzyć.
Komentarze
Prześlij komentarz