„Biuro Detektywistyczne Lassego i Mai: Tajemnica detektywa” – kolejna porcja śledztwa i humoru
Tajemnica detektywa... czyli kogo? Czyżby w Valleby zamieszkał jakiś inny detektyw – konkurencja dla Lassego i Mai? I tak i nie, zatem dreszczyk niepewności przebiegł po pleckach. W tej części detektyw gra pierwsze skrzypce, jak i śledztwo. Do tego wszystko okraszone jest charakterystycznym humorem. Tęskniłam.
Martin Widmark i Helena Willis, Tajemnica detektywa
W Valleby zawsze dzieją się dziwne rzeczy, ale żeby zjawił się detektyw?! Prawdziwy?! Brawurowo przeprowadzone dochodzenie, precyzja badania śladów i szybkie doprowadzenie do sprawcy – rzuciło mieszkańców małego szwedzkiego miasta na kolana. Jak zwykle czujność zachowała dwójka dzieci – Lasse i Maja.
Lubię tę książki nie tylko za ilustracje – mam wrażenie, że jest ich w tym tomie więcej, ale także za fabułę naszpikowaną mnóstwem śladów, śladzików, dzięki którym czytelnik sam wprawia swoją dedukcję w największe tryby myślowe. Nie opuszcza mnie jednak wrażenie, że treść „Tajemnicy detektywa” jest łatwiejsza niż ta z dotychczas wydanych tomów. Może to tylko wrażenie... a może wprawa!
Gdy w bibliotece posiada się tomy „Biura detektywistycznego Lassego i Mai”, nie sposób nie dokupić „Tajemnicy detektywa”. To są książki pisane z myślą o dzieciach – prosty język, wartka akcja, ciekawe ilustracje, no i jeszcze nauka myślenia. Tyle dobroci i to w jednym, kilkudziesięciostronicowym, pakiecie! Polecam do kupienia w ramach Narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa.
Komentarze
Prześlij komentarz