Przejdź do głównej zawartości

Co może być gorsze od…


Maureen Johnson, Podróż wigilijna



Moment może niezbyt dobry na recenzowanie tomu „W śnieżną noc”, ale luty też jest miesiącem zimowym i ma swoje własne święto – Walentynki – święto miłości. Opowiadanie amerykańskiej pisarki jest serią niefortunnych zdarzeń w pewną zaśnieżoną wigilijną noc. Narratorką jest nastolatka przeciętnej urody, przynajmniej tak o sobie twierdzi. Włosy na pazia, okularki – esencja czystej przeciętności. Jednak nieprzeciętne nosi imię – Jubilatka – nadane przez zauroczonych rodziców świątecznym miasteczkiem Flobie, czyli porcelanowych domków piernikowych, lukrowych, ciasteczkowych, żelkowych itp. (czego ta Ameryka jeszcze nie wymyśli). Rodzice Jubilatki, przeszczęśliwie zakochanej w boskim Noah „peryferycznie szwedzkiego pochodzenia”, wybrali się na coroczną sprzedaż najrzadszych elementów wioski Flobie i… uruchamiają serię nieszczęsnych przygód, jakie przytrafią się ich córce w wigilijną śnieżną noc.

Od czego zacząć? Od aresztowania rodziców za utarczki w sklepie Flobie (słynna piątka Flobie! Znana wszystkim kolekcjonerom i mieszkańcom Ameryki, oglądających wiadomości); od perspektywy spędzenia świąt z dala od Noah i peryferycznie szwedzkiego Smorgasbord (czyli przyjęcia wigilijnego); od samotnej podróży pociągiem do dziadków w stronę słonecznej Florydy? Tu właściwie zaczyna się historia. Jubilatka, chwilowo osierocona, nie spuszcza z oczu telefonu i myśli kieruje ku chłopakowi, który jest zawsze zajęty i nie ma czasu na rozmowy. Długą i denną podróż przerywa śnieżyca i zaspa… Pociąg utknął w pobliżu mieściny Gracetown. Gorzej być nie może. Może! Pociąg opanowały cheerleaderki. Jedynym wyjściem z sytuacji jest… ucieczka!

Jubilatka dociera przez śnieżycę i zaspy do Waffle Hause. Osobliwe miejsce z jeszcze bardziej osobliwym człowiekiem ubranym w folię aluminiową albo chłopakiem, który zamiast rękawiczek i czapki nosi reklamówki! Mieścina wariatów… a mówi się o bożonarodzeniowych cudach… hm

Cud pierwszy? Wpaść do potoku i przeżyć. Cud drugi? Znaleźć ciepło rodzinne w Boże Narodzenie. Cud trzeci? Otworzyć oczy i serce.

Opowiadanie idealne jak na zimowy wieczór – lekkie, krótkie i przyjemne, miejscami dowcipne, ale niepozbawione na szczęście morału. Amerykańska formuła i bożonarodzeniowe opowiastki to sprawdzony patent bestsellerów zza Atlantykiem. Często bywa tak, że czegoś bardzo chcemy albo pragniemy atencji z czyjejś strony, zwłaszcza jeśli początek wektora to najlepszy chłopak w szkole. Tymczasem własne szczęście, przynajmniej tak się nam wydaje, nie pozwala dojrzeć pierwszych złych symptomów i ktoś później musi brutalnie zedrzeć nam łuski z oczu. Szkoda tylko, że nie zawsze finał kończy się happy endem, tak jak w przypadku Jubilatki i… czy będzie to Noah? Trzeba przeczytać samemu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sienkiewicz - celebryta i pięć razy Maria

Henryk Sienkiewicz zawsze podobał się kobietom i on wybierał te szczególnie piękne i urocze. Pierwszą była Maria Keller, z którą już prawie miał się ożenić, gdyby nie zbytnia szczerość w listach. Niepotrzebnie Sienkiewicz użalał się bogatej narzeczonej, że skąpi sobie w uzdrowisku w Ostendzie. Rodzice Kellerówny obawiali się, że przyszły zięć - bez porządnego fachu - nie zdoła utrzymać córki. Więc dostał pierwszego kosza. Po powrocie z Ameryki Sienkiewicz nie umiał usiedzieć na miejscu. Warszawa mu obrzydła, a ponieważ końskim zdrowiem też się nie cieszył, miał usprawiedliwienie. We Włoszech - druga ojczyzna - spotkał rodzinę Szetkiewiczów z córką Marią. Podchody trwały około roku. Obawy rodziców te same - brak stałej posady, brak pieniędzy. Pomocni okazali się przyjaciele, zwłaszcza Godlewscy, którzy „wychodzili” Sienkiewiczowi piękną i uroczą żonę. Małżonkowie uzupełniali się idealnie, rozumieli się wspaniale. Marynia, która też przejawiała talenty literackie, była surow...

Siostrzana miłość w baśniowej scenerii i legendarnym czasie

Juliusz Słowacki, Balladyna Jak zachęcić uczniów do czytania tekstów kompletnie im obcych? Zwłaszcza tak zawiłych jak "Balladyna" Słowackiego... Sprawa wydaje się z góry przegrana, ale... "Balladyna" jest dobrym przykładem literatury fantastycznej (tak jest!), a także dotyczy problemu siostrzanej miłości/zazdrości. Ta uczennica, która ma siostrę, "Balladynę" powinna dobrze zrozumieć. Utwór ten napisał Juliusz Słowacki, autor dość trudnych liryków, poematów, dramatów. Trudność ta polega głównie na zawiłym języku naszpikowanym metaforami, symbolami, dowcipem, który w obecnych czasach nie musi być koniecznie zrozumiały. Niemniej, "Balladynę" - jeśli przerobi się ją na współczesny grunt - zaczyna się doceniać, zwłaszcza za wykreowanie głównej bohaterki, nie do końca typowego szwarccharakteru. Od czego zacząć? Słowacki, swoją wielką tragedię, stanowiącą część kronik historycznych Polski, umieszcza w odległych czasach. Tropem jest obecno...

Pomysł na kreatywne lekcje biblioteczne

Czołem! Dzisiaj nie będzie czystej recenzji książki. Będzie pomysł na zajęcia biblioteczne. Kilka lat temu dowiedziałam się od uczniów o pierwszym (?) polskim gamebooku. Zaczęłam szperać w internetach co to jest gamebook - sprawa okazała się banalnie prosta. Gamebook to rodzaj książki, który pozwala czytelnikowi utożsamić się z bohaterem i kierować akcją. Każdy paragraf daje kilka alternatyw. Co daje to uczniowi? Uczy się dokonywać wyborów, analizując sytuację. Ostatnio na zastępstwach zapoznaję uczniów z historią Janka, małego powstańca. Gamebook autorstwa Macieja Słomczyńskiego i Beniamina Muszyńskiego odznacza się zawrotną akcją i dość trudnymi wyborami - pozostać człowiekiem czy służba "żołnierska"? Uczniowie wczuli się w postać młodego Zawiszaka i udało im się tak pokierować jego losami - żywo przy tym dyskutując - że doszedł do finału żywy, choć nieco poobijany. Sami byli zaskoczeni, jak bardzo dali się "wkręcić" w powstańcze klimaty. Mieli tylko jedn...