Powrót króla... i akcji. Ostatnia część "Władcy Pierścieni"

J.R.R. Tolkien, Władca Pierścieni. Powrót Króla
przekład M. Skibniewska

Autor bestsellera fantastyki kontynuuje podział "Frodo i reszta świata", choć w odwrotnej kolejności. W tym przypadku jest to zabieg uzasadniony - opowiadanie najpierw losów Gondoru i zakończenie księgi piątej brawurowym "Puk, Puk" do Bramy Mordoru - trzyma w napięciu i zachęca do dalszego czytania.

W "Powrocie Króla" obie księgi są równorzędne, tzn. w obu jest akcja, nagłe w niej zwroty, choć szczerze pisząc, Tolkien sam psuje atmosferę komentarzami, pojawiającymi się na końcu dwóch pierwszych części: "Drużyny Pierścienia" i "Dwóch Wież". Czytelnik wiedział, że Sauron zostanie pokonany. A przecież nic tak nie pcha do czytania jak słodka niewiedza, nimb tajemnicy, a może jednak... nie będzie happy-endu, na który się tak liczy? Frodowi udaje się, z ogromną i chyba jednak niezbyt docenioną pomocą skromnego Samwise'a Gamgee'ego, dokończyć zadania. Nieomylny Gandalf jak zwykle miał rację, mówiąc że Gollum odegra jeszcze ważną rolę w tej historii. Kolejny przykład tolkienowskiej filozofii - "nieduży może dużo" (w przypadku Golluma było to, oczywiście, niechcący).

Ta część jest najlepsza, według mnie. Nie zanudza, charaktery postaci wreszcie się krystalizują, król nareszcie zachowuje się jak król - potomek Elendila i Isildura. Tolkien bardzo realnie oddał uczucia, które mogą zawładnąć ludzką i hobbicką psychiką w czasach chaosu i wiszącej śmierci w powietrzu. W dodatku opisy krajobrazów pogłębiających ten portret psychologiczny składają się razem na wielki aplauz. Plusem jest również dodatek. Wszyscy fani Śródziemia mają okazję poznać legendy, mity, języki, nacje, które przelotnie pojawiały się we wszystkich częściach. Teraz te informacje są usystematyzowane i podane encyklopedycznie.

Jak dla mnie Tolkien mógłby zakończyć opowieść na rozdziale "Góra Przeznaczenia". Epilog epilogów jest niepotrzebnym przedłużeniem, skoro wcześniej i tak przemycał czytelnikowi informacje, co stanie się z najstarszymi mieszkańcami Śródziemia. Wiadome było także, że Aragorn zostanie królem etc. Mimo wszystko dbały o każdy szczegół narrator-gawędziarz musiał się liczyć z pytaniami słuchaczy "A co było z Drużyną Pierścienia". Jest to jeden powód. Drugim niech będzie ukazanie przez mądrego autora tego, że nawet w najczystszych sercach, w najdalej wysuniętych krainach, zło może siać spustoszenie, a mali acz dzielni i doświadczeni bohaterowie, są gotowi stawić mu czoła. Jak bardzo Frodo, Sam, Merry i Pippin różnią się od czwórki popasujących i myślących o wygodach hobbitów z części "Drużyna Pierścienia".
"Władcę..." należy oceniać w całości, tylko wtedy ma to sens, tylko wtedy rozumie się jego przekaz. Akcja - podobnie jak zbieranie sił przez Saurona - rozwija się niczym niemiecka lokomotywa - powoli, by móc zahamować ze zgrzytem hamulców. Poza tym dojrzewanie hobbitów, bo każdy z nich miał swoje pięć minut w historii Śródziemia (Frodo miał ich trochę więcej), dojrzewanie ludzi - Aragorna, Theodena, wreszcie Gandalfa, nie mogło nastąpić tak szybko. Dramaty hartują charakter, więc i dramaty musiały przewinąć się przez wiele kart tej powieści. Tolkien ukazuje świat, w którym zło było, jest i będzie, trzeba umieć z nim walczyć i w tej walce liczy się każdy. Ukazuje nacje pełne zalet i jednocześnie wad, jednak trzeźwe myślenie i nadzieja, przechylają szalę na korzyść sojuszników. Pokazuje, że ci najmniejsi są warci najwięcej; że zgoda buduje lepszy świat. Ostatnia nauka niech zabrzmi tak - strońcie od przywiązywania się do rzeczy materialnych, grozi to uzależnieniem, chorobą czy wręcz obłędem!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Drzewo kłamstw”... hit książkowy, który mógłby być również hitem filmowym

Sienkiewicz - celebryta i pięć razy Maria

Siostrzana miłość w baśniowej scenerii i legendarnym czasie