Biblioteka dusz, która zamiast być centrum uwagi, schodzi gdzieś dalej... i dalej i .... szkoda

Miesiąc ważny dla szkolnych bibliotek już powoli przemija, ale wykorzystując tych parę dni, napiszę jeszcze o jednej książce.

Ransom Riggs, Biblioteka dusz


Nie mogę  oprzeć się pokusie, czy raczej obowiązkowi (sic!), ostrzec Was, czytelnicy, przed tą książką. Jest to trzecia i finalna część przygód nastoletniego Jacoba Portmana, osobliwego dziecka, który tym razem stanie oko w oko z własnymi lękami i największymi wrogami. Książka już od pierwszych stron demaskuje styl narracji, zdradza fabułę i, niestety, nie sprawia wrażenia, by tanie chwyty rodem z gierek komputerowych, zmieniły się na lepsze. O co chodzi? Akcja "Biblioteki..." jest tak szybka, tak nieprawdopodobna, tak "zwrotna"... Znacie pojęcie "deux ex machina"? Pokrótce Wam wyjaśnię: jeśli autor pogubił się w plątaninie wydarzeń i nie wie, jak z nich wybrnąć, to próbuje się ratować poprzez bohatera czy wydarzenie niemające związku z logiką, po prostu do akcji wkracza "ratownik", co psuje nie tylko fabułę, ale - przede wszystkim - szkodzi odwiecznym zasadom literatury: mimetyzmowi. Same trudne słowa dzisiaj (!). W mimetyzmie chodzi o to, że fikcja literacka musi sprawiać wrażenie prawdopodobnej. Odpowiadam na zarzuty, że w powieści roi się od "nieprawdopodobieństw": głucholce, osobliwe dzieci, pętle czasu itp. Nie szkodzi! Fikcja może obfitować w smoki, upiory, czarodziejów, wiedźminów, krasnoludki i inne sierotki Marysie, ale musi być logiczna, czyli dopracowana co do szczegółu (w którym - jak powszechnie wiadomo - tkwi diabeł).
Tymczasem "Biblioteka..." jest bardzo nieprawdopodobna, począwszy od narracji pierwszoosobowej, kończąc na wspomnianych "wywrotowych" akcjach i samym końcu, w którym bohater nie potrafi stanowczo się zdeklarować. W ogóle to akcja jest niedopracowana, a to jest wielka szkoda dla czytelników, nie tylko tych wprawionych. Czy muszę wspominać o uczuciu między Jacobem a Emmą? Ja nie jestem fanką "fabularnych wymuszeń". Być może autor miał za dużo pomysłów i chciał je wszystkie wykorzystać, a może miał złych doradców czy też zasugerował się niezwykle osobliwymi zdjęciami, z których na siłę chciał ułożyć historię. Zdjęcia naprawdę przemawiają; są tajemnicze, dziwaczne, "wypozowane", notabene ile i jakich informacji dostarczają o ludziach z przełomu wieków (mnie bardzo zastanawiają powody, dla których ludzie na zdjęciach mają zawsze "groźne" miny, surowe, poważne albo te stylizacje...).
Na koniec przejdę do procentu biblioteki w "Bibliotece...". Pojawiają się wzmianki o legendarnej bibliotece, chyba nie zdziwi nikogo wniosek, że jest to wzmianka zerżnięta z "Insygniów śmierci". Harry też o insygniach dowiedział się z bajki. Ale czy ta biblioteka była mocno zaakcentowana? Raczej nie była najważniejsza. Prędzej chodziło o wojnę upiory-ymbrynki. Czym jednak biblioteka dusz była? Siedliskiem skrawków duszy osobliwych dzieci, które mogą trafić do swych właścicieli. Jednak czyha tu pewne niebezpieczeństwo i pożądanie - kąpanie się w skrawku duszy daje nadosobliwą siłę. I znowu paradoks.. a co z ambrą?
Niestety, mnie ta część bardzo zawiodła; nie dość, że jest najmniej "młodzieżowa" to jeszcze nudna, niedopracowana i wolę już na tym zakończyć, nim naprawdę wyleję potok gorzkich słów.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Drzewo kłamstw”... hit książkowy, który mógłby być również hitem filmowym

Sienkiewicz - celebryta i pięć razy Maria

Siostrzana miłość w baśniowej scenerii i legendarnym czasie