Kot i biblioteka


Vicky Myron i Bret Witter, Dziewięć wcieleń kota Deweya

Biblioteka szkolna powinna być miejscem, do którego nie trafiają książki z przypadku. Są profesjonalnie selekcjonowane przez nauczyciela bibliotekarza, kierującego się gustami czytelników. Zdarza się czasami i tak, że użytkownicy biblioteki przynoszą rozmaitości z domowej biblioteczki. Myślę, że z książką „Dziewięć wcieleń kota Deweya” było podobnie, bo cóż ta książka ma wspólnego z młodym polskim statystycznym gimnazjalistą?
„Dziewięć wcieleń…” jest odpowiedzią właścicielki popularnego za sprawą książki kota Deweya na listy czytelników. Kot Dewey był mieszkańcem, maskotką, reklamą i futrzaną terapią w bibliotece w maleńkim mieście Spencer w stanie Iowa. Nie tylko windował czytelnictwo we wspomnianej mieścinie, ale i pomagał ludziom uporać się z własnymi problemami. Kto ma w domu zwierzaka, z pewnością, łatwo uwierzy w terapeutyczną moc kotów, psów i innych czworonogów. Po śmierci Deweya autorka i zarazem kierowniczka biblioteki w Spencer napisała książkę-wspomnienie o kocie. Dobrze wiedziała, że mieszkańcy Spencer i okolic uwielbiali bibliotecznego pupila, ale sukces książki przeszedł jej najśmielsze oczekiwania.
Ludzie z całego świata pisali do niej o swoich relacjach ze zwierzętami. Historie, które najbliższe były biografii Deweya, zamieściła autorka w drugiej książce, pt. „Dziewięć wcieleń…”. Ktoś, kto nigdy nie miał zwierzaka, może nie zrozumieć szczególnych więzi między czworonogiem a jego panem. Mogą się wydawać przerysowane, nienaturalne, po prostu głupie. Jednak zwierzę, chociaż nie mówi ludzkim językiem, doskonale porozumiewa się z człowiekiem za pomocą gestów, odgłosów, spojrzeń. Czasem irytuje, czasem zapewnia doskonałą rozrywkę i mile spędzone chwile. Zwierzę towarzyszy człowiekowi i podczas radości i podczas rozterek, załamania. Nie zostawia z nierozwiązanymi problemami. Wymaga co prawda opieki i poświęcenia, ale to co daje w zamian, jest bezcenne. Doskonale rozumieją to ci, którzy trafili na takie zwierzę, mało tego, przeżyli jego stratę.
„Dziewięć wcieleń…” to są właśnie tego typu historie - historie ludzie i ich zwierząt, które wychowali od maleńkości, poświęcali im czas i pieniądze na przywrócenie im zdrowia, ponieważ bohaterami tej książki są koty „z przejściami” - wyrzucone, kalekie, będące jedną łapą na tamtym świecie. Jednocześnie są to historie ludzi, którzy podobnie jak te koty, przeszli swoje i niebo i piekło na ziemi. Autorka pokazuje tym samym, że losy ludzi i ich zwierząt są ze sobą bardzo splecione i nic nie działo się z przypadku.
Książka spodoba się zdecydowanie wielbicielom kotów, ale też i „psiarze” zrozumieją przesłanie autorki - czworonóg to też istota żywa i czująca, ba, potrafiąca nawet nieczułych nauczyć czuć.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Drzewo kłamstw”... hit książkowy, który mógłby być również hitem filmowym

Sienkiewicz - celebryta i pięć razy Maria

Siostrzana miłość w baśniowej scenerii i legendarnym czasie