Czy okrucieństwo można mierzyć poezją?
Temat obozów koncentracyjnych podjęłam kiedyś, pisząc o "Medalionach" Zofii Nałkowskiej, utworze miniaturowym, dosadnym lecz nie przegadanym. Na tym polega cały kunszt "Medalionów" - prostocie, sprowadzeniu opisów do faktów i zwierzeń ofiar reżimu faszystowskiego. W kolejnej książce, którą wyszperałam w bibliotece szkolnej, temat obozu został sprowadzony do poetyckiego opisu pełnego emocji, refleksji. Czy upoetycznienie rzeczywistości obozowej w jej całym okrucieństwie nie jest strzałem w kolano? Nie jest jękiem histerii, wręcz śmiesznym i zupełnie niepotrzebnym szantażem emocjonalnym? Mam co do tego mieszane uczucia.
Seweryna Szmaglewska, Dymy nad Birkenau
W ramach lektur szkolnych znajdują się dwie pozycje "obozowe" - wyżej wymienione reportaże Nałkowskiej oraz "Opowiadania" Tadeusza Borowskiego, znane również pod tytułem "Pożegnanie z Marią". "Medaliony" poruszają do głębi brakiem jakiegokolwiek komentarza, próbującego uczynić z ofiar bohaterów, herosów, a z samego doświadczenia obozów - martyrologii. "Opowiadania" Borowskiego prowokują brutalizacją i wynaturzeniem człowieka, który przecież "brzmi dumnie", a który w obozowej rzeczywistości porzuca litość, męstwo i miłosierdzie na rzecz przeżycia, takiego pierwotnego instynktu - zachowania gatunku. W "Dymach..." Seweryny Szmaglewskiej, która podobnie jak Borowski, sama była więźniem w Birkenau, czuć ewidentnie inną narrację - wygładzoną, emocjonalną; ktoś mógłby zarzucić babski styl obrazowania i robienia niepotrzebnego romantyzmu z rzeczy tak przecież okrutnych, okropnych i makabrycznych.
Autorka stara się opisać życie kobiet w Birkenau, noszących pasiaki z emblematami mówiącymi o przydziale obowiązków. Wplata w te opisy liczby przerażające ogromem zbrodni hitlerowskich. Mówi wprost o bezsilności więźniarek, które podobnie jak u Borowskiego, radzą sobie różnymi sposobami, by przetrwać, a które - chcąc nie chcąc - przykładają ręce do zbrodni. Kto budował tory, którymi przyjeżdżały wagony z ludźmi do rampy? Kto milczał i tym milczeniem przedłużał nadzieję nowych przybyłych? Kto trzymał ich w błogiej nieświadomości? I czy to nie jest objaw zobojętnienia na ludzką krzywdę? Może o to chodziło hitlerowcom... znieczulić na śmierć, przyzwyczaić podludzi do śmierci...
Pisze też autorka o pomocy, ludzkiej życzliwości, na jaką mogły liczyć kobiety z rąk innych kobiet; o wsparciu, ale też i ciężkich wyborach - kogo uratować: siostrę, jej dziecko, jeśli nie da się ocalić całej rodziny?
Czytając "Dymy nad Birkenau" ma się wrażenie wejścia do środka reportażu, obchodzenia całego obozu z brakiem pominięcia jakiegokolwiek miejsca, nawet tak ohydnego jak Meksyk; więźniarkom towarzyszy się w czasie pracy, przerw na posiłki, jak i w czasie akcji "odwszawiania". Widzi się i czuje się wstyd, tęsknotę, ból, ale też strach i niemoc. Liczy się ubywające tysiące, właśnie... TYSIĄCE a nie pojedyncze sztuki. Razem z więźniarkami przeszukuje się rampy, rozpoznaje się w kierowanych od razu do krematorium ojca, brata, matkę i córkę. Razem z kobietami w pasiakach cieszy się z przetrwania zimy, ba, kolejnego dnia, chociaż ma się "niski numer", ale też traci nadzieję na wolność, bo front trzyma się z daleka od drutów kolczastych.
Pisząc o odczuciach więźniów, o ich codzienności w obozach, nie pomija Szmaglewska opisów katów, jednak nie jest w nich taka "wylewna" jak Zofia Nałkowska w "Medalionach" czy Borowski w "Opowiadaniach". Ten temat, przynajmniej ja mam takie wrażenie, jest złagodzony i jeśli porównam go z innymi lekturami "obozowymi" to czuję, że w obozie były tylko kobiety i paru pijaków lubujących się w nękaniu i dręczeniu. Jest to margines opisów przedstawionych w książce. Głównym budulcem są refleksje kobiety starającej się udokumentować życie więźniarek w Birkenau. Jakby czuła się w obowiązku przekazać dalej, co ona i jej współtowarzyszki okrucieństwa i uprzedmiotowienia ludzi przeszły naprawdę. One zginęły... ona dotrwała. Trzeba oddać hołd tym tysiącom zagazowanych, zagłodzonych, zamordowanych w bestialski sposób i wykończonych.
Kobieca perspektywa i kobiecy styl opisu to może czynić z "Dymów..." pozycję wyjątkową wśród książek mówiących o zbrodniach hitlerowców. Ja mam jednak niedosyt?... O wojnie i o naszej martyrologii mówi się tyle (czyt. bardzo dużo, wręcz za dużo) i zawsze w ten sam sposób - patos, patos i po stokroć patos. U Szmaglewskiej jest podobnie - pozornie codzienny język, ale te opisy, powtórzenia, usilne wplecenie poetyckości trąci... sztucznością. W sytuacji, w której jeden człowiek drugiego człowieka "przerabia na mydło" czy sprzeda za kawałek masła, można mówić o księżycu, słońcu i trawie? O lecących płatkach śniegu? Jest miejsce na tęskne wołanie za czym... za ideałami, kiedy żyć trzeba w jaskiniowych warunkach? Jak autentyczne są "Medaliony" z bohaterami wziętymi z jakiejś... makabry. Jak prawdziwy jest bohater Borowskiego kombinujący i patrzący na śmierć bez histerii, bez hiobowych scen. Szmaglewska chciała zapewne, co może bronić krytyka feministyczna, ukazać wojnę i jako zorganizowane piekło, którego porządkiem sterował jeden mały Austriak z wąsikiem, ale też i jako życie w oderwaniu od tej rzeczywistości normalnej, prawidłowej, życie z perspektywy kobiety wykształconej i wrażliwej. Z drugiej strony skłania to też do refleksji, że oprawcom nie udało się do końca wykorzenić w więźniach tego, co najbardziej ludzkie - marzenia, nadzieje i dostrzeganie piękna, nawet jeśli na co dzień widzi się śmierć, brud i szarość.
Książka ukazała się zaraz po wojnie, jeszcze latem 1945 roku. Została obsypana pochwałami i od razu zajęła ważne miejsce wśród książek literatury wojennej, rozliczeniowej i obozowej. Z jakiegoś jednak powodu "przegrała" z "Medalionami", książką Borowskiego i "Innym światem" Herlinga-Grudzińskiego i nie znalazła się w kanonie lektur szkolnych, stanowiących bądź co bądź, "wyposażenie" świadomościowe i literackie Polaka. Dlaczego jej reportażu się nie czyta nawet w urywkach? Odpowiedzi nie trzeba długo szukać - jeśli książka ma wstrząsnąć świadomością czytelnika, poruszyć go do głębi, to musi prowokować a nie ślizgać się po temacie.
Komentarze
Prześlij komentarz