W labiryncie duchów... o nowej powieści Carlosa Ruiza Zafona

Nie ukrywam - czekałam na tę książkę tak samo, jak na kupno ostatniej części przygód Wiedźmina, czyli na "Sezon burz". Nie ukrywam - dokładnie takie same emocje mi towarzyszyły po przeczytaniu obu powieści. Mieszane uczucia, które znacie na pewno. Porównanie? No dobrze, wyobraźcie sobie ciastko z witryny cukierni - przepyszne, zmyślnie wystrojone, te kremy i spływająca czekolada. Przez głowę przechodzą Wam sposoby delektowania się tym ciastkiem, a po zjedzeniu... cóż okazuje się, że obiecujący wygląd nie pokrywał się ze smakiem - ciastko jak jedno z wielu. Nic nadzwyczajnego.

Carlos Ruiz Zafon, Labirynt duchów

Mówcie, co chcecie, ale dla mnie Zafon jest artystą tworzącym na sposób postmodernistyczny - te jego gry z czytelnikiem, motywami i własnym światem przedstawionym... Również i w najnowszej powieści, liczącej - bagatela - tylko 889 stron tekstu podstawowego - zaprasza do tej gry czytelnika, chociaż powinnam napisać zafonomaniaka. Gra ma proste reguły, trzeba tylko znać wcześniejsze powieści wchodzące w skład Cmentarza Zapomnianych Książek i razem z nową bohaterką - Alicją Gris - rozwiązać zagadkę Szkarłatnego Księcia. Akcja kryminalna toczy się przednio - jest sensacja, jest tajemnica, jest dobry i zły policjant. Szczerze mówiąc - to nie wiem, dlaczego jeszcze choćby nawet "Cień wiatru" nie został wyreżyserowany, ponieważ powieści Zafona mają to do siebie, że stanowią gotowy scenariusz - są mocno sugestywne i obrazotwórcze. Również filmowość jest mocnym plusem "Labiryntu duchów".
Mimo wszystko, coś jednak sprawia, że ciastko okazuje się tylko ciastkiem zamiast boskiego specyjału pieszczącego podniebienie. W dwóch pierwszych powieściach ("Więźnia labiryntu" nie biorę pod uwagę, ponieważ uznaję tę książkę za najsłabszą z serii Cmentarza...) wisienką na torcie był Fermin i narracja kunsztowna, stylowa, wyważona i mocna łechtającą wyobraźnię i literackie podniebienie. W najnowszej powieści mam wrażenie, że Ferminów jest więcej - a wisienka może być tylko jedna.
Cała to powieść wieje grozą Barcelony, do której już zdążyliśmy się przyzwyczaić - my ulubieńcy prozy Zafona. Teraz ona wraca w postaci Barcelony za Generalissimusa i w postacie prawie współczesnej nam, ale... Rzecz w tym, że skoro (a prawie w każdej powieści Zafon wykorzystywał ten sam myk) autor nawiązuje do serii książek niejakiego Victora Mataixa ukazujących miasto jakby po drugiej stronie lustra - mroczniejsze, groźniejsze, demoniczne, a mi tych wspomnianych kategorii brakuje. Barcelona to miasto ukrywające haniebne tajemnice z historii Hiszpanii, które i tak siłą rzeczy muszą wyjść na jaw, ale w powieści to miasto traci na wyrazistości, staje się miastem kawy, wina i książek. Gdzie ta mgła, w której czają się demony Davida Martina i Juliana Caraxa? Gdzie lustra i labirynty? Alicja Gris bez otoczki nie udźwignęła motywów powieści grozy na swych szczupłych barkach.
Koniec powieści - mam na myśli rozdział zatytułowany "Książka Juliana" - jest pogodnym rozrachunkiem z własną twórczością, jest ową grą z czytelnikiem, właściwą - tak mi się wydaje, ponieważ autor sprytnie, pod postacią jednego ze swych nowych bohaterów, pisze o sobie, o pisaniu i dzieli się z czytelnikiem cennymi uwagami wartymi miana "złotych myśli" i nie piszę tego z ironią. Zafona można spokojnie cytować, ponieważ jego uwagi są celne, a w dodatku dobrze i zwięźle ujęte. Sam finał, cóż, chyba się można było takiego rozwiązania spodziewać, a przecież najbardziej cieszy to, co niespodziewane. Może konfrontacja takich indywidualistów, jakimi są postaci centralne Cmentarza Zapomnianych Książek okazało się trudne, a mając taką wyobraźnię, można się w niej pogubić jak w labiryncie.
Reasumując, po przeczytaniu tych 889 stron, mogę tylko stwierdzić: fajna rzecz, ale wciąż czekam na smaczniejszy kąsek zaserwowany przez magika, jakim w dalszym ciągu jest dla mnie Carlos Ruiz Zafon. Finito!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Drzewo kłamstw”... hit książkowy, który mógłby być również hitem filmowym

Sienkiewicz - celebryta i pięć razy Maria

Siostrzana miłość w baśniowej scenerii i legendarnym czasie