Koniec trylogii "Niezgodna" - słów kilka o "Wiernej" Veronici Roth
W tym tomie Veronic Roth burzy wszystko to, do czego przyzwyczaiła swoich czytelników. Świat frakcji okazał się... fikcją. Żartem Wielkiego Brata, który z bezpiecznej odległości przypatruje się życiu w kłamstwie. Tylko, co jeśli ktoś tylko taką prawdę zna? I w nią gorąco wierzy?
Veronica Roth, Wierna
Nie mogę napisać o sobie, że jestem fanką tej trylogii, ponieważ znajduję w niej błędy, nie tylko językowe, ale też słabe punkty konstrukcyjne. Ostatnia część, chyba najbardziej w nie obfituje.
Po pierwsze - zajmę się konstrukcją bohaterów. Przypomnijcie sobie, co myśleliście na początku o Tobiasie i Tris? W tym tomie narratorem jest też Tobias. Jego sposób narracji jest bliźniaczo podobny do sposobu narracji Tris. Być może autorka chciała pokazać, jak bardzo są różni na zewnątrz - on postawny, ona drobna - a jak bardzo są blisko wewnątrz. Ale z logicznego punktu widzenia ich przeżycia były inne - on widział przemoc domową, ona nie. Więc jak? Jestem zdania, że Roth totalnie zdeptała Tobiasa, oddając mu głos. Jest rzewny, miejscami zniewieściały. Chłopak, który świetnie się wyszkolił na twardziela, nagle popełnia błędy, ufając byle komu, robiąc nieprzemyślane rzeczy... nie, nie, to się nie mogło udać.
Tris. Do jej narracji już się czytelnik zdążył przyzwyczaić. Nie wiem, jak Wy, ale mnie takie konstrukcje zdaniowe oparte na antytezie zaczęły już nużyć. To się sprawdza, jak jest w mniejszości, ale jak co chwilę czytamy antytezy, nie ma już tego elementu zaskoczenia, nie ma ciekawości. Ale mniejsza z tym. Tris w drugim tomie poczuła straszną chęć życia, po to, żeby je w trzecim tomie poświęcić dla najmniej sympatycznej i najbardziej papierowej postaci. Szok! Więzi więziami, ale bohater musi się czymś kierować, a czym się kierowała Tris? Altruizmem. No dobra, ale w końcu była Niezgodna, w końcu ciągnęło ją nieznane i doświadczanie ekstremalnych sytuacji. Dla mnie ta postać jest bardzo nieprzemyślana. Można być niezgodnym do szpiku kości, ale wtedy jest się nieprzewidywalnym. Tris jest nudna, momentami dziecinna, czasem twarda jak skała, a czasem płacze na myśl o broni. Za dużo sprzeczności.
Może ta dwójka bohaterów wypada kiepsko, ponieważ drugoplanowi są lepiej skonstruowani? Tak może być, ponieważ jest w nich więcej prawdopodobieństwa, motywów działania, logiki, niż w bohaterskiej dwójce.
Po drugie - zajmę się fabułą. Ta nie jest najgorsza, ponieważ Roth zafundowała czytelnikom sporą dawkę zaskoczenia. Okazuje się, że wcale nie jest tak, jak myśleli mieszkańcy Chicago. Człowieka, jak zwykle, zakpił ze swojego gatunku. Widzi swoją wyższość w zamykaniu ludzi w klatkach eksperymentalnych, a niepowodzenia nazywa sukcesem. Powieść pokazuje jak bardzo jesteśmy wynaturzeni i jak bardzo zdeterminowani na to, żeby nie zaakceptować naszej dwojakiej i niedoskonałej natury. Fabuła rozważa różne determinanty - modyfikacje genetyczne, środowisko.Tylko co się okazuje, jest jeszcze nasza dusza, siła, pierwiastek witalny - obojętnie jak to nazwiemy - i ta nie da się uchwycić frakcjom, wymyka się nauce, jest poza poznaniem.
Ta książka jest pewnego rodzaju ostrzeżeniem przed nachalnym dążeniem w kierunku doskonałości; cel nie uświęca środków, jeśli sam jest wynaturzony. Morał, pomijając już akcje bohaterskie, wydaje się brzmieć: "bądź sobą zawsze i wszędzie, bądź sobie wierny, choć dla innych możesz być buntownikiem, kimś niezgodnym z oczekiwaniami, ale nie łam się i nie daj się innym urobić".
Komentarze
Prześlij komentarz