Przejdź do głównej zawartości

Miłość, nieporozumienie i... rubin – refleksje o „Czerwieni rubinu” Kerstin Gier

Czytam właśnie drugą serię niemieckiej powieściopisarki – Kerstin Gier. Tym razem jest to seria przygodowa łącząca miłość i zagadki, czy kryminalne? Tego jeszcze nie jestem pewna, ale sądzę, że następne tomy wyjaśnią tę kwestię. Co myślę o pierwszej części Trylogii Czasu...

Kerstin Gier, Czerwień rubinu

Fabuła jest dosyć prosta. Opiera się na rodzinnych tajemnicach, rywalizacji, zadawnionych krzywdach... być może też romansach. To historia w zasadzie dwóch rodzin i powiązanych z nimi podróżami w czasie. Jedna rodzina podróżuje w celu odkrycia pilnie strzeżonego sekretu, druga pilnuje podróżników, aby misja przebiegała zgodnie z dużo wcześniej ułożonym planem. Tak pokrótce.

Tymczasem szyki strażników i podróżników psuje bohaterka powieści, prawie siedemnastoletnia Gwendolyn Shepherd, która nieoczekiwanie zajmuje miejsce swojej kuzynki Charlotty, specjalnie wyszkolonej do pewnej MISJI. Misją jest zebranie krwi wszystkich podróżników, gdyż krew okazuje się kluczem do otwarcia wielkiej tajemnicy. Wszystkiemu patronują wielkie nazwiska z przeszłości, zwłaszcza owiany mroczną aurą hrabia de Saint Germain. Czy Gwendolyn sprosta zadaniom? Czy Gideon – strażnik i podróżnik, będzie jej w tym pomagał czy wręcz odwrotnie?

Fabuła jest dość ciekawa. Plątanie przeszłości z teraźniejszością, uczynienie bohaterami duchów czy wielkich postaci historycznych znajduje w akcji uzasadnienie. Zresztą cały pomysł ze skokami w czasie jest dość dobrze opisany, a nie jakiś bzdurny. Także tu trzeba przyznać autorce, że przemyślała całą tę kwestię.

Jednak dialogi są miejscami bardzo kiepskie. Bardziej błyskotliwe były w „Silverach” (no może poza częścią trzecią). Są tu błędy i teraz nie wiem, czy to kwestia tłumaczenia czy rzeczywiście autorka odpuściła warstwę językową i stylistyczną na rzecz fabuły, której ewidentnie dała się ponieść. Nie da się ukryć, pomysł jest całkiem całkiem, ale wykonanie bardzo przeciętne.

Warstwa językowa – dialogi głównie – traci momentami logikę. Jest taka scena (nie jedyna, niestety), która totalnie nie pasuje do całości, np. kiedy Falk de Villiers mówi Gwendolyn o swoich romansach, jakby nigdy nic, jakby rozmawiał z przyjaciółką albo ze swoją córką. Taki „miły” angielski cheek chat odbyli tuż po poważnej rozmowie Gwen z jej matką – taka niepotrzebna huśtawka nastrojów. To się przysłowiowej „kupy” nie trzyma, podobnie jak motywy Grace, matki głównej bohaterki, a najbardziej już zachowanie i końcowe dialogi między Gwendolyn a Gideonem. Za szybko, za infantylnie, za filmowo. Nie. Tu dużo rzeczy nie współgra.

Główna bohaterka, prawie siedemnastolatka, też nie jest ani charyzmatyczna, ani nie przejmuje inicjatywy. Jest bardzo infantylna. Muszę się przyznać, że czytając partię z jej udziałem (pomijając narrację, której ona przewodniczy), musiałam kilka razy przewertować strony do podania wieku bohaterki – cały czas miałam wrażenie, że to dwunasto-, góra trzynastolatki. Gwendolyn ma nadnaturalne zdolności, może podróżować w czasie, ale kompletnie nie rozumie, na czym stoi. Bardzo pomaga jej koleżanka, Leslie(typ Hermiony)  która tworzy dla Gwendolyn segregatorową bazę danych na temat historii, hrabiego de Saint Germain oraz innych dziwnych rzeczy związanych z ezoteryzmem, masonerią, czasem. Tymczasem sama Gwendolyn jest bierna, niedojrzała, aczkolwiek – jako narratorka – opisuje miejsca ze znajomością godną architekta, materiały ze znajomością godną krawca, a prostych rzeczy nie umie pokojarzyć... dziwne, nieprawdaż? Z drugiej jednak strony wszyscy przed nią ukrywają sekrety i to dość poważne. Coś nie coś zdradza epilog, wierszowane przepowiednie, ale to nie powinno być usprawiedliwieniem dla prawie dorosłej dziewczyny, która powinna być świadoma, że przypadła jej w udziale poważna misja. Zwłaszcza, że jej kuzynka była do niej przygotowywana od wielu lat i nie omieszkuje ciągle o tym przypominać.

Zresztą, konstrukcja niektórych postaci „Czerwieni rubinu” jest jakaś koślawa, niedopracowana. O ile rodzina Gwendolyn jest jeszcze - konstrukcyjnie! - spójna, o tyle, np. wspomniany Falk de Villiers już nie. Raz zachowuje się jak wilk - i to wcale nie w owczej skórze - raz jak dobry wujek, kiedy akurat powinien zachować fason i aurę Wielkiego Mistrza. Inni bohaterowie są bardziej JACYŚ, ale to są raczej nosiciele karykaturalnie przerysowanych cech. To tak jakbyście patrzyli nie na ludzi tylko na gargulce albo na członków maskarady. Nie jestem pewna, czy o to chodziło autorce. Tego jest po prostu za dużo, za dziwnie, jak halek w rokokowych sukienkach czy szpilek w perukach Gwendolyn.

Może te mankamenty sprawiają, że powieść czyta się szybko. Akcja nie jest bardzo zawrotna, ponieważ nie wiele się dzieje oprócz wyjaśnienia, kto jest nosicielem cennego genu i paru skoków w przeszłość, kilku napadów ze szpadą czy rewolwerem w ręku. Mimo wszystko czyta się TO jakoś, a czas przy TYM jakoś leci...

Nie wiem, czy polecić tę powieść do kupienia w ramach Narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa. Ja to mam, ponieważ nic innego wtedy nie było.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sienkiewicz - celebryta i pięć razy Maria

Henryk Sienkiewicz zawsze podobał się kobietom i on wybierał te szczególnie piękne i urocze. Pierwszą była Maria Keller, z którą już prawie miał się ożenić, gdyby nie zbytnia szczerość w listach. Niepotrzebnie Sienkiewicz użalał się bogatej narzeczonej, że skąpi sobie w uzdrowisku w Ostendzie. Rodzice Kellerówny obawiali się, że przyszły zięć - bez porządnego fachu - nie zdoła utrzymać córki. Więc dostał pierwszego kosza. Po powrocie z Ameryki Sienkiewicz nie umiał usiedzieć na miejscu. Warszawa mu obrzydła, a ponieważ końskim zdrowiem też się nie cieszył, miał usprawiedliwienie. We Włoszech - druga ojczyzna - spotkał rodzinę Szetkiewiczów z córką Marią. Podchody trwały około roku. Obawy rodziców te same - brak stałej posady, brak pieniędzy. Pomocni okazali się przyjaciele, zwłaszcza Godlewscy, którzy „wychodzili” Sienkiewiczowi piękną i uroczą żonę. Małżonkowie uzupełniali się idealnie, rozumieli się wspaniale. Marynia, która też przejawiała talenty literackie, była surow...

Pomysł na kreatywne lekcje biblioteczne

Czołem! Dzisiaj nie będzie czystej recenzji książki. Będzie pomysł na zajęcia biblioteczne. Kilka lat temu dowiedziałam się od uczniów o pierwszym (?) polskim gamebooku. Zaczęłam szperać w internetach co to jest gamebook - sprawa okazała się banalnie prosta. Gamebook to rodzaj książki, który pozwala czytelnikowi utożsamić się z bohaterem i kierować akcją. Każdy paragraf daje kilka alternatyw. Co daje to uczniowi? Uczy się dokonywać wyborów, analizując sytuację. Ostatnio na zastępstwach zapoznaję uczniów z historią Janka, małego powstańca. Gamebook autorstwa Macieja Słomczyńskiego i Beniamina Muszyńskiego odznacza się zawrotną akcją i dość trudnymi wyborami - pozostać człowiekiem czy służba "żołnierska"? Uczniowie wczuli się w postać młodego Zawiszaka i udało im się tak pokierować jego losami - żywo przy tym dyskutując - że doszedł do finału żywy, choć nieco poobijany. Sami byli zaskoczeni, jak bardzo dali się "wkręcić" w powstańcze klimaty. Mieli tylko jedn...

Siostrzana miłość w baśniowej scenerii i legendarnym czasie

Juliusz Słowacki, Balladyna Jak zachęcić uczniów do czytania tekstów kompletnie im obcych? Zwłaszcza tak zawiłych jak "Balladyna" Słowackiego... Sprawa wydaje się z góry przegrana, ale... "Balladyna" jest dobrym przykładem literatury fantastycznej (tak jest!), a także dotyczy problemu siostrzanej miłości/zazdrości. Ta uczennica, która ma siostrę, "Balladynę" powinna dobrze zrozumieć. Utwór ten napisał Juliusz Słowacki, autor dość trudnych liryków, poematów, dramatów. Trudność ta polega głównie na zawiłym języku naszpikowanym metaforami, symbolami, dowcipem, który w obecnych czasach nie musi być koniecznie zrozumiały. Niemniej, "Balladynę" - jeśli przerobi się ją na współczesny grunt - zaczyna się doceniać, zwłaszcza za wykreowanie głównej bohaterki, nie do końca typowego szwarccharakteru. Od czego zacząć? Słowacki, swoją wielką tragedię, stanowiącą część kronik historycznych Polski, umieszcza w odległych czasach. Tropem jest obecno...