Przejdź do głównej zawartości

Dzień Kubusia Puchatka

Jeśli jest ktoś, kto jeszcze nie wie o istnieniu Kubusia Puchatka to... jest to "dobry" moment na nadejście Sądu Ostatecznego, skoro taki sympatyczny miś zostaje wypierany ze świadomości dziecka i świata dziecięcych postaci bajkowych.

Historia Kubusia, który na potrzeby polskiego, ale też czeskiego tłumaczenia zmienił płeć (sic!) - o innych tłumaczeniach nic mi nie wiadomo - jest pewnie znana wszystkim maniakom tej puchatej postaci mieszkającej w Stumilowym Lesie. Wykreował ją Alan Alexander Milne pod wpływem najsłynniejszej niedźwiedzicy w londyńskim zoo - Winnipeg. "Maskotka" londyńskiego zoo była częścią Korpusu Weterynaryjnego Armii Kanadyjskiej. Małego baribala znalazł jeden z żołnierzy - porucznik Harry Colebourn. Nadał misiowi imię Winnipeg od miasta, z którego pochodził. Porucznika i małego baribala połączyła niezwykła więź, oswoił ją tak jak można oswoić psa. Nie potrafił zostawić jej w Kanadzie, tam gdzie jej właściwe miejsce, i powrócił z nią do swojej rodzinnej Anglii.
Ale wojna, niestety, rządzi się swoimi prawami i zmusiła porucznika do rozstania ze swoją kochaną Winnie. Wyjazd na front francuski wykluczał wzięcie ze sobą misia, który rósł i miał swoje potrzeby, musiał więc znaleźć jej tymczasowy "dom". Nie wiedział, że tymczasowy zmieni się w dom-na-zawsze. Tym domem stało się londyńskie zoo.
Urokowi Winnie nikt nie mógł się oprzeć. Niedźwiedzica była oswojona, nie bała się ludzi i nie wzbudzała powodów, by bronić jej kontaktu z człowiekiem, nawet małym. Harry Colebourn, gdy zobaczył, jaką atrakcję pozostawił w zoo, nie potrafił zabrać dzieciom przyjemności pogłaskania Winnie, potarmoszenia jej za ucho, przejażdżki na jej grzbiecie. Podarował ją oficjalnie 1 grudnia 1918 roku. Winnie cieszyła oczy odwiedzających do 12 maja 1934, a wśród nich były oczka małego Christophera Robina i jego ojca, czyli Krzysia i samego Alana Milne'a.

Już wcześniej niedźwiedzica Winnipeg stała się wzorem nowego zabawkowego hitu - pluszowego misia produkowanego przez firmę Alfa Farnell. Krzyś dostał taką prawdopodobnie w 1921 roku, a trzy lata później zobaczył Winnie na żywo w londyńskim zoo. A.A. Milne chciał zrobić prezent swojemu synowi i napisał dla niego opowiadanie, którego bohaterem była Winnie, Prosiaczek, Kłapouchy, Mama Kangurzyca z Maleństwem, Sowa i oczywiście Krzyś. "Kubuś Puchatek", wydany w 1926 roku, okazał się strzałem w dziesiątkę i odsunął w kąt inne utwory samego Milne'a. "Chatka Puchatka" wydana dwa lata później ugruntowała pozycję pisarza jako twórcy literatury dziecięcej.
Owszem, mówi się o bohaterach "Kubusia Puchatka" jako paranoikach, nerwowcach, przemądrzalcach, łasuchach, nadpobudliwcach... wymienia się jeszcze wiele innych zaburzeń, ale kogo to obchodzi. To tylko bajka, mówiąca o tym, jacy jesteśmy, a przecież nie jesteśmy idealni. Jesteśmy przecież ludźmi i Milne oswaja dzieci ze światem ludzi, światem niedoskonałym. Piękniejszej i mądrzejszej, tolerancyjnej i pogodnej, roztaczającej cudownie spokojną aurę bajki dla dzieci nie znam.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sienkiewicz - celebryta i pięć razy Maria

Henryk Sienkiewicz zawsze podobał się kobietom i on wybierał te szczególnie piękne i urocze. Pierwszą była Maria Keller, z którą już prawie miał się ożenić, gdyby nie zbytnia szczerość w listach. Niepotrzebnie Sienkiewicz użalał się bogatej narzeczonej, że skąpi sobie w uzdrowisku w Ostendzie. Rodzice Kellerówny obawiali się, że przyszły zięć - bez porządnego fachu - nie zdoła utrzymać córki. Więc dostał pierwszego kosza. Po powrocie z Ameryki Sienkiewicz nie umiał usiedzieć na miejscu. Warszawa mu obrzydła, a ponieważ końskim zdrowiem też się nie cieszył, miał usprawiedliwienie. We Włoszech - druga ojczyzna - spotkał rodzinę Szetkiewiczów z córką Marią. Podchody trwały około roku. Obawy rodziców te same - brak stałej posady, brak pieniędzy. Pomocni okazali się przyjaciele, zwłaszcza Godlewscy, którzy „wychodzili” Sienkiewiczowi piękną i uroczą żonę. Małżonkowie uzupełniali się idealnie, rozumieli się wspaniale. Marynia, która też przejawiała talenty literackie, była surow...

Pomysł na kreatywne lekcje biblioteczne

Czołem! Dzisiaj nie będzie czystej recenzji książki. Będzie pomysł na zajęcia biblioteczne. Kilka lat temu dowiedziałam się od uczniów o pierwszym (?) polskim gamebooku. Zaczęłam szperać w internetach co to jest gamebook - sprawa okazała się banalnie prosta. Gamebook to rodzaj książki, który pozwala czytelnikowi utożsamić się z bohaterem i kierować akcją. Każdy paragraf daje kilka alternatyw. Co daje to uczniowi? Uczy się dokonywać wyborów, analizując sytuację. Ostatnio na zastępstwach zapoznaję uczniów z historią Janka, małego powstańca. Gamebook autorstwa Macieja Słomczyńskiego i Beniamina Muszyńskiego odznacza się zawrotną akcją i dość trudnymi wyborami - pozostać człowiekiem czy służba "żołnierska"? Uczniowie wczuli się w postać młodego Zawiszaka i udało im się tak pokierować jego losami - żywo przy tym dyskutując - że doszedł do finału żywy, choć nieco poobijany. Sami byli zaskoczeni, jak bardzo dali się "wkręcić" w powstańcze klimaty. Mieli tylko jedn...

Siostrzana miłość w baśniowej scenerii i legendarnym czasie

Juliusz Słowacki, Balladyna Jak zachęcić uczniów do czytania tekstów kompletnie im obcych? Zwłaszcza tak zawiłych jak "Balladyna" Słowackiego... Sprawa wydaje się z góry przegrana, ale... "Balladyna" jest dobrym przykładem literatury fantastycznej (tak jest!), a także dotyczy problemu siostrzanej miłości/zazdrości. Ta uczennica, która ma siostrę, "Balladynę" powinna dobrze zrozumieć. Utwór ten napisał Juliusz Słowacki, autor dość trudnych liryków, poematów, dramatów. Trudność ta polega głównie na zawiłym języku naszpikowanym metaforami, symbolami, dowcipem, który w obecnych czasach nie musi być koniecznie zrozumiały. Niemniej, "Balladynę" - jeśli przerobi się ją na współczesny grunt - zaczyna się doceniać, zwłaszcza za wykreowanie głównej bohaterki, nie do końca typowego szwarccharakteru. Od czego zacząć? Słowacki, swoją wielką tragedię, stanowiącą część kronik historycznych Polski, umieszcza w odległych czasach. Tropem jest obecno...