Przejdź do głównej zawartości

Przepiękna, mądra, cudowna książka o dziewczynie z białym psem


Czy zdarzyło Wam się przeczytać kiedyś książkę jednym tchem i nie była to książka rozmiarów „Franklina”? Po „Mnichu” Lewisa i „Stu latach samotności” Markeza (i serii z Harrym Potterem w roli głównej, ale głośno tego nie powiem) myślałam, że nic takiego mi się już nie przytrafi. I chociaż jest to książka polecana dzieciom i młodzieży, tym bardziej cieszę się z zaskoczenia, jakie wywołała jej treść i głębokie przesłanie. Byłam prawie pewna, że era mądrych książek dla młodych i młodszych minęła, a tu taka niespodzianka! I ja mam tę książkę w szkolnej bibliotece...



Anne Booth, Dziewczyna z białym psem

Początek? Trochę oklepany – dziewczynka odrabia zadanie z angielskiego, polegające na napisaniu bajki, więc pisze o sobie i swojej bliskiej krewnej, jak to kiedyś dorastały w czasach szczęścia i dostatku, dopóki nie przybyli potworni najeźdźcy – MIGRANCI, którzy zabrali ojcu jednej z nich pracę, ojca drugiej dziewczynki zabrała inna „pani” i tak zaczęło się wszystko psuć. W dodatku babcia dziewczynek, która właśnie sprawiła sobie białego owczarka – małą i puchatą kulkę śniegu, zaczęła tracić kontakt z rzeczywistością.

Jessie – ta „lepsza” wnuczka, staje w centrum przełomowych wydarzeń w życiu całej rodziny. Dziewczyna nie zdaje sobie jeszcze sprawy z tego, jak wielki i ważny zakręt pojawił się w życiu jej i miasteczka. Sygnałem jest niepokojące zachowanie Fran – tej „gorszej” kuzynki; to również plotki o migrantach przesiadujących na przystanku autobusowym, żłopiących piwo i mówiących w swoim „przeklętym” obcym języku. Najważniejszym, ale też najtrudniejszym w odczytaniu, jest sygnał wysyłany przez babcię, która mówi dziwne rzeczy o szkołach dla gadających psów, guzikach... I jeszcze ten projekt z historii oraz zadanie z angielskiego.

Te „przypadki” zazębiają się i tworzą piękną, wzruszającą i poruszającą opowieść o dorastaniu w czasach niepokoju bez względu na stulecie, o powstawaniu zła i jego akceptacji przez ludzi, o walce dobra ze złem różnymi metodami, o wygranej i przegranej, a wreszcie o przebaczaniu. „Dziewczyna z białym psem” to kolejna książka o II wojnie światowej opowiedzianej z perspektywy wspomnień tak żywych, tak przejmujących, połączonych z tajemnicami z przeszłości, że naprawdę trudno oderwać się od czytania. Szacunek dla autorki za staranne przygotowanie się do przedstawienia rzetelnych informacji z faszyzacji dzieci, młodzieży i ich rodziców w III Rzeszy. Dziś wydaje się niedorzeczne, aby ktoś taki jak Hitler „dyrygował” milionowym społeczeństwem i zabijał w biały dzień miliony osób tylko dlatego, że były Żydami, w dodatku mając akceptację – jawną lub niemą – części Europy. Ale jego system był dopracowany do szczegółu, a autorka „Dziewczyny...” zdradza te aspekty związane z dziećmi w okolicach niemieckiego Dachau. To straszne, do jakiego zła posuwał się człowiek, wyrządzając krzywdy innym ludziom. Na szczęście byli i tacy, którzy umieli się sprzeciwić. Czy wśród nich była babcia Jessie i Fran?

Książka jest przemyślana prawie do perfekcji – nie podoba mi się tylko zakończenie, jest... wymuszone niepotrzebnie. Narracja zazębia się ze zmieniającą się atmosferą w angielskim miasteczku, gdzie mieszkają Jessie i Fran. Spokojna, prawie monotonna atmosfera przerywana jest od czasu do czasu komentarzami rzucanymi pod adresem migrantów, prawdopodobnie Polaków i psującymi się relacjami między kuzynkami. Problem MIGRACJI – jeden z największych w obecnym czasie – został również poruszony w powieści, a raczej współczesnej baśni. Mamy małe, angielskie miasteczko, taką mini Arkadię, dwie bohaterki różniące się charakterami, babcię z pieskiem i zło czające się w ludziach. A jaki morał z niej płynie? Przyzwyczailiśmy się do produkcji Disneya i aż trudno powstrzymać się przed krzyknięciem: „Happy endem, oczywiście!”, ale Anne Booth nawiązała raczej do prawdziwych baśni XIX- wiecznych. W tych utworach zło bywało pokonane, jednak często jakimś kosztem. Nie wszystko musi toczyć się po naszej myśli, a znając meandry życia, pewnie nie będzie. Dlatego nie wolno się załamywać, stać z boku i poddawać się woli zła, które nie chce dać się strącić do przeszłości. Zło nie musi wracać dokładnie w tej samej formie, ale wraca, a my nie powinniśmy popełniać błędów naszych przodków. I to jest najlepsza lekcja.
Lubię tę książkę jeszcze za realizm – pokazywanie życia szkolnego, rodzinnego i „miasteczkowego” oraz za przekazanie punktu widzenia na migrantów i problemy rodzinne. „Dziewczyna z białym psem” jest idealną alternatywą dla nudnych szkolnych lektur. Książka jest wciągająca, poruszająca masę problemów i zmuszająca do myślenia i działania. Szóstka z plusem!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Sienkiewicz - celebryta i pięć razy Maria

Henryk Sienkiewicz zawsze podobał się kobietom i on wybierał te szczególnie piękne i urocze. Pierwszą była Maria Keller, z którą już prawie miał się ożenić, gdyby nie zbytnia szczerość w listach. Niepotrzebnie Sienkiewicz użalał się bogatej narzeczonej, że skąpi sobie w uzdrowisku w Ostendzie. Rodzice Kellerówny obawiali się, że przyszły zięć - bez porządnego fachu - nie zdoła utrzymać córki. Więc dostał pierwszego kosza. Po powrocie z Ameryki Sienkiewicz nie umiał usiedzieć na miejscu. Warszawa mu obrzydła, a ponieważ końskim zdrowiem też się nie cieszył, miał usprawiedliwienie. We Włoszech - druga ojczyzna - spotkał rodzinę Szetkiewiczów z córką Marią. Podchody trwały około roku. Obawy rodziców te same - brak stałej posady, brak pieniędzy. Pomocni okazali się przyjaciele, zwłaszcza Godlewscy, którzy „wychodzili” Sienkiewiczowi piękną i uroczą żonę. Małżonkowie uzupełniali się idealnie, rozumieli się wspaniale. Marynia, która też przejawiała talenty literackie, była surow...

Siostrzana miłość w baśniowej scenerii i legendarnym czasie

Juliusz Słowacki, Balladyna Jak zachęcić uczniów do czytania tekstów kompletnie im obcych? Zwłaszcza tak zawiłych jak "Balladyna" Słowackiego... Sprawa wydaje się z góry przegrana, ale... "Balladyna" jest dobrym przykładem literatury fantastycznej (tak jest!), a także dotyczy problemu siostrzanej miłości/zazdrości. Ta uczennica, która ma siostrę, "Balladynę" powinna dobrze zrozumieć. Utwór ten napisał Juliusz Słowacki, autor dość trudnych liryków, poematów, dramatów. Trudność ta polega głównie na zawiłym języku naszpikowanym metaforami, symbolami, dowcipem, który w obecnych czasach nie musi być koniecznie zrozumiały. Niemniej, "Balladynę" - jeśli przerobi się ją na współczesny grunt - zaczyna się doceniać, zwłaszcza za wykreowanie głównej bohaterki, nie do końca typowego szwarccharakteru. Od czego zacząć? Słowacki, swoją wielką tragedię, stanowiącą część kronik historycznych Polski, umieszcza w odległych czasach. Tropem jest obecno...

Pomysł na kreatywne lekcje biblioteczne

Czołem! Dzisiaj nie będzie czystej recenzji książki. Będzie pomysł na zajęcia biblioteczne. Kilka lat temu dowiedziałam się od uczniów o pierwszym (?) polskim gamebooku. Zaczęłam szperać w internetach co to jest gamebook - sprawa okazała się banalnie prosta. Gamebook to rodzaj książki, który pozwala czytelnikowi utożsamić się z bohaterem i kierować akcją. Każdy paragraf daje kilka alternatyw. Co daje to uczniowi? Uczy się dokonywać wyborów, analizując sytuację. Ostatnio na zastępstwach zapoznaję uczniów z historią Janka, małego powstańca. Gamebook autorstwa Macieja Słomczyńskiego i Beniamina Muszyńskiego odznacza się zawrotną akcją i dość trudnymi wyborami - pozostać człowiekiem czy służba "żołnierska"? Uczniowie wczuli się w postać młodego Zawiszaka i udało im się tak pokierować jego losami - żywo przy tym dyskutując - że doszedł do finału żywy, choć nieco poobijany. Sami byli zaskoczeni, jak bardzo dali się "wkręcić" w powstańcze klimaty. Mieli tylko jedn...