Gdy tu dotrzesz...


Są książki opowiadające banalne historie i tylko tyle. Ludziom i to się podoba. Są książki opowiadające trudne historie – taką właśnie czytam (jest świetna!), jednak utrudnia to odbiór i lektura jest ciężka, ale ambitna. Takie książki też mają swoich zwolenników. Książka, którą ostatnio przeczytałam, jest gdzieś pomiędzy, czyli i dla młodszych i dla starszych.



Rebecca Stead, Gdy tu dotrzesz

O autorce tej powieści mówi się, że depcze Johnowi Greenowi po piętach. Jak dla mnie to on nie dorasta Rebecce Stead do pięt. Dlaczego? Książki Greena są banalne, momentami nudne, schematyczne. Proces czytania ich przypomina skakanie po instagramie czy świdrowanie czyjegoś facebooka. Nikt nie wie, po co się to robi, ale się robi. Niczego nowego to nie wnosi, ani nie wynosi. Wyjątkiem jest „Gwiazd naszych wina”, ale o tym już pisałam. Co do Rebecci Stead i powieści „z kluczem”... muszę przyznać, że początek jest niezbyt zachęcający. Autorka skacze ze sceny do sceny trochę jak w filmie, ale później zabieg ten zaczyna się usprawiedliwiać.

Bohaterką jest dwunastoletnia dziewczynka Miranda mieszkająca ze swoją matką w Nowym Jorku. Matka Mirandy jest nietypowa – ubiera się jak dziecko, cierpi na różne paranoje, w końcu mieszka w Nowym Jorku, ale stoi przed wielką szansą wygrania 20 tyś. dolarów w popularnym pod koniec lat 70. teleturnieju. Nie w tym jednak rzecz, czy uda się matce Mirandy czy nie. To nie jest sedno utworu.

Sens tej powieści to odzyskiwanie zagubionych wartości, najważniejszych dla człowieka. „Piramida”, czyli teleturniej, w którym matka Mirandy ma wziąć udział, polega na podaniu skojarzenia do podanej definicji albo na odwrót – ktoś czyta grupę wyrazów i należy znaleźć dla nich wspólny mianownik. Cała powieść jest właśnie tak ułożona, aby czytelnik zgadywał, o jakiej wartości jest mowa – przyjaźń? zaufanie? miłość? nadzieje? a może... czas?

Czas jest kluczową sprawą. Rebecca Stead wplotła w fabułę rozważania o czasie. Miranda często wraca do swojej ulubionej książki „Fałdki czasu”, opowiadającej historię dziewczynki ratującej ojca uprowadzonego gdzieś hen daleko, bo aż do kosmosu. Dziewczynka wraz z braćmi podróżuje w czasie. Czy to możliwe? Może kiedyś, ale nie w latach 70. XX wieku, ani później. Tak podpowiada rozsądek. A może jednak rozsądek się myli? Może rozum, którym ludzie tak się szczycą, tylko przeszkadza w eksperymentach z czasem. Miranda trzyma się kurczowo swego zdania, a świeżo poznany Marcus ma nieco inne podejście – naukowe? Einsteinowskie? Jednak kiedy Miranda otrzymuje dziwne i wymemłane liściki, które mówią o najbliższej przyszłości, zaczyna wątpić w siłę rozsądku i we własny rozum. Jak to właściwie z czasem jest? Niewątpliwie, czas jest ważny w życiu każdego z nas, zwłaszcza jeśli go marnujemy, ale „Gdy tu dotrzesz” nie jest peanem tylko na cześć czasu, lecz na cześć przyjaźni i zmianach, jakie są nieuchronne. Co nie znaczy, że muszą sprawiać przykrość.

„Gdy tu dotrzesz” to bardzo mądra książka dla młodych i małych (dorośli też docenią jej wartość). Jest miejscami zabawna, momentami smutna i wzruszająca, pełna zwrotów, zagadek. Skłania do myślenia również na tematy naukowe. Jest też książką o wartości przyjaźni i rodziny w życiu człowieka, opowiedzianą niezwykle ciekawie i osadzoną w realiach nowojorskich ulic (i szkoły... właśnie te zagraniczne szkoły mają takie atrakcyjne lekcje). Piątka z plusem i koroną!*


*i uśmieszkiem

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Drzewo kłamstw”... hit książkowy, który mógłby być również hitem filmowym

Sienkiewicz - celebryta i pięć razy Maria

Siostrzana miłość w baśniowej scenerii i legendarnym czasie