„Dzień życzeń”... pomysł fajny i tylko tyle
Jeśli ktoś czyta moje wpisy związane z Narodowym Programem Rozwoju Czytelnictwa, pewnie zauważył, że raz publikuję książki godne zakupienia – tylko w mojej subiektywnej ocenie, żeby nie było!, a raz książki, które sądziłam, że będą ciekawe, a okazały się niewypałem. Dla bibliotekarza każdy grosz się liczy, ponieważ źle wydane pieniądze idą w parze z książką nieczytaną. Szkoda. Chcę się podzielić swoimi refleksjami, aby niektórych uchronić przed niefortunnym wydaniem fortuny na powieści czy inne książki dla dzieci i młodzieży. Podkreślam – refleksjami. Jeśli macie pytania dotyczące recenzowanych książek, wpiszcie w komentarzach.
Lauren Myracle, Dzień życzeń
Po takim nazwisku autorki no można spodziewać się cudu powieściowego dla młodzieży, a sądząc po opisie książki – dla dopiero co wykluwającej się kobiecości (czy jeszcze dziewczyńskości). Tymczasem zaliczam tę książkę do konkretnej wpadki. Jest nudna i nijaka.
Akcja skumulowana jest wokół dziewczynki, która zaczyna stawać się nastolatką, a więc zaczynają interesować ją chłopcy, wygląd i te sprawy. Jak na swój wiek jest dosyć dojrzała, ponieważ to na jej barkach spoczywa utrzymanie rodziny w ryzach po zagadkowym zniknięciu matki. Ojciec – depresja, młodsza siostra potrzebuje wzorca, starsza siostra cierpi na „nastoletnie” wahania nastrojów, a dwie ciotki szemrają między sobą i próbują nadrobić brak centralnej kobiety w powieści. A wszystko to przez tytułowy dzień życzeń, magiczny dzień w życiu każdej nastolatki w TEJ rodzinie.
Podobnie jak w „Ostatnim życzeniu” Wiedźmina – niefortunnie wypowiedziane może przyciągnąć zemstę Fortuny... a to wiąże się ze skutkami na całe życie. Oczywiście tylko powieściowe, które będzie kontynuowane, jak zapowiada autorka.
Komentarze
Prześlij komentarz