Perfect... nie-perfekt

Po takim tytule można się spodziewać perfekcyjnie zbudowanej historii, a tymczasem tak nie jest. Pomysł nie jest nowatorski – banda dwóch braci opętanych idée fixe, chce się zemścić na swoim trzecim bracie – geniuszu o wielkiej wyobraźni, a przy okazji TYM, którego wybrała ONA. Rozumiem, że można zbudować napięcie, wzloty i upadki głównego wątku. Ale! Autorka dołącza dwójkę nastolatków, Violet i Boya, którzy wspólnymi siłami demaskują szalone zapędy braci Archer i łączą rodziny rozdzielone przez chore ambicje i zazdrość.


Helena Duggan, Miasteczko Perfect

Helena Duggan, Kłopoty z Perfect

 Przez pierwszą połowę książkę pt. „Miasteczko Perfect” czytało się szybko i z zaciekawieniem, ponieważ akcja naprawdę była dobrze prowadzona. A jeszcze mroczna tajemnica miasta, senna atmosfera, magiczny optymizm mieszkańców i rosnący niepokój w sercu Violet, która umiała zachować czujność – to naprawdę było wciągające. Kiedy dochodzicie do połowy, akcja zaczyna się sypać. Pomysły się prześcigają, a jeden jest, no cóż, głupszy od drugiego. Jakby autorka nie umiała się zdecydować na wyjście z sytuacji konfliktowej. Mnie takie „garby fikcyjne” rażą. Nie chcę konkretnie pisać co i w którym momencie zgrzytało, ponieważ Ci, którzy jeszcze tej książki nie czytali, stracą ochotę czytania. Niemniej, uważam że edytor, redaktor i sama autorka mogli zachować konsekwencję narratorską i dosnuć historię do końca, nawet gdyby nie miała takiego fajerwerkowego zakończenia, bez wprowadzania pomysłów rodem

z powieści science-fiction, bo to popsuło charakter powieści. Wiem, trochę się wygadałam...

Druga część pt. „Kłopoty z Perfect”, jak się słusznie domyślacie, przynosi czytelnikowi kolejne napięcia na linii braci Archerów. Tym razem autorka przygotowała więcej znanych rozwiązań, jak mściwa niania sterująca zombiakami czy posługiwanie się bliźniakami. To znowu burzy senno-mroczną atmosferę powieści, która mogłaby być baśniowa, a wyszła kreskówkowa. Coś w prowadzeniu akcji jest nie tak, bohaterowie nie są konsekwentni, jak narracja – znowu dobra tylko do połowy, a im bliżej końca, tym narracyjna droga staje się bardziej wyboista i z tej racji mniej przyjemna.

Ogólnie to morał powieści, obu powieści, jest... wzniosły – marzenia nie są niczym złym, tylko nie wolno przekraczać granic etycznych. To też jest książka w obronie wyobraźni i nieperfekcyjności. To też jest książka o wartości rodziny w życiu dziecka. Prowokuje do rozmowy na całkiem poważne tematy – gdzie leży bezpieczna granica wynalazczości?, czy każdy wynalazek ma plusy i minusy?, po czym rozpoznać szaleńca?, jak wyłapać symptomy rozpadania się rodzin i jak temu przeciwdziałać?, czy nasze życie musi być perfekcyjne, aby było szczęśliwe?

Żeby nie było, obie powieści mam w bibliotece, kupione w ramach NPRCz, pewnie kupiłabym je po raz drugi, nawet gdy już je czytałam i znam ich słabe punkty, ale tylko ze względu na morały i dyskusje. A czy kupię część trzecią? Nie wiem... muszę to przemyśleć.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

„Drzewo kłamstw”... hit książkowy, który mógłby być również hitem filmowym

Sienkiewicz - celebryta i pięć razy Maria

Siostrzana miłość w baśniowej scenerii i legendarnym czasie