W tę jedną noc wszystko może się (od)mienić...
Małgorzata Musierowicz, Noelka
W siódmym tomie Jeżycjady Małgorzata Musierowicz wprowadza czytelnika w lata 90. Niby wszystko jest dostępne, w sklepach towaru nie brak, ba, są nawet zagraniczne produkty - hiszpańskie buciki, francuskie czekoladki... ale ludziom wciąż brak innych ludzi.
Powieściopisarka zdążyła już przyzwyczaić do swojego moralizatorskiego, "naprawczego" tonu, choć niepozbawionego dowcipu, finezji. Czasami jednak nutka "kaznodziejstwa" przeważa i zamiast fajnej, mądrej, choć nie przesadzonej historii, otrzymujemy kolejną "dopowiedzianą" lekcję etyki.
Historia wydarzyła się 24 grudnia 1991 roku. Na szczęście bohaterami powieści są członkowie rodziny Borejków - nieco postarzeni, ale wciąż pogodni, gościnni, serdeczni, emanujący szacunkiem do bliźniego i łaciną. Musierowicz wplata w ich historię losy poznańskiego pana Scrooge'a. Jest nim siedemnastoletnia Elżbieta Stryba - prymuska wychowywana przez trójkę mężczyzn - ojca, dziadka i stryjka. Przyzwyczajona do spełniania wszelkich kaprysów, do bycia w centrum męskiej uwagi, Elka nie daje sobie rady z informacją o tym, że jakaś eks-miłość dziadka i stryjka, chce ukraść jej ich towarzystwo, jak i zbija ją z nóg wieść o tym, że ojciec wybiera się na wigilię do ewentualnej narzeczonej. To za wiele jak na nerwy rozpieszczonej Elki. Dziewczynę podrażnił dodatkowo fakt potraktowania chłopaka przez dziadka Metodego. Granat, którego zawleczkę wyciągnęło wspólnie trzech mężczyzn - ojciec, dziadek i chłopak o ksywce Baltona, wybuchł wreszcie fochem. Elka zrobiła coś paskudnego, wywinęła parszywy numer pewnej starszej damie, a później świetnie się bawiła w gościnie u innych ludzi. Tak jak pan Scrooge przechodzi metamorfozę, podróżując po różnych domach, widząc różne "modele" rodzin, a zwłaszcza wsparcie, miłość, zaufanie, szczerość, spolegliwość.
Owymi domami i rodzinami, swoistymi stacjami na drodze duchowej przemiany Elki, byli bohaterowie wcześniejszych powieści, a więc dzięki takiemu "przeglądowi" miłośnicy Jeżycjady dowiadują się, co u reszty bohaterów. Zabieg udany! Ciekawość na pewno zżerała fanów Borejków, Kowalików, Kłamczuchy i Kreski. Niektórzy nic się nie zmienili, a u innych zadziwia (a może i rozczarowuje) przyszłość napisana przez Małgorzatę Musierowicz.
Nowością w "Noelce" jest świat mężczyzn. Pojawia się tu samotny ojciec, podzdziadziali bracia, zachowujący się jak kłótliwe brzdące, despotyczny ojciec i starający się spełnić rodzicielskie oczekiwania syn. Tylko co z tego? Wszyscy oni nikną w blasku Ignacego - ideała, protoplasty jeżyckich Borejków.
Jak było powiedziane na początku - powieść dzięki "odwiedzinom" u Borejków przywołuje miłe wspomnienia z pierwszych tomów Jeżycjady. Te partie są dość dobrze napisane - z humorem i polotem. Powieść ma jednak swoje mankamenty. Niektóre partie są powiedziane wprost, niepotrzebna tautologia, skoro wszystko wynika z czynów bohatera. W Wigilię zdarzają się cuda, ale żeby tak zawsze trzymać się tego tendencyjnego chwytu? Niepotrzebny był ten motyw z pomocą biednym cygańskim dziatkom i ich groźną rodzinką. W powieści powtarzają się takie sytuacje - balasty, a szkoda. Bo nie brak tu dyskusji na temat rodziny (która w dalszym ciągu jest najważniejsza), jak i nie brak tu historii ludzi, którzy zawsze bali się rodzin. Jednym z nich jest Elka. Mankamentem jest chyba jeszcze łączenie scroogowskiej tematyki z love-story. Za dużo tu zbiegów okoliczności, za dużo powtórzeń, jak choćby to, że wszystkie bohaterki do tej pory były bez matki (w "Kwiecie Kalafiora" panią Milę odwiozło pogotowie, a matka Bebe wyjechała do Ameryki), za mało "normalności" w ocenie rzeczywistości. Ale w Wigilię, noc cudów może się przytrafić wszystko, dosłownie. Tylko nie zawsze wychodzi to na dobre.
Komentarze
Prześlij komentarz