Paryż po raz drugi. Biografii część V
Okres 1839-1842 obfituje w dość burzliwe wydarzenia w życiu Juliusza Słowackiego. Dowiaduje się on, że jego matka jest więziona za goszczenie u siebie Szymona Konarskiego - powstańca niepodległościowca, walczącego o wolną i demokratyczną Polskę. Został on pojmany, torturowany a na końcu stracony. Pani Salomea wyszła z tego cało. Co jeszcze czekało tego niespokojnego pragnącego sławy ducha... króla-ducha?
Juliusz Słowacki: drugi okres paryski 1839-1842
Nie przestawał pisać, walczyć o swoje racje i uczestniczyć w salonowych potyczkach. Spod jego pióra wyszły tragedie: "Lilla Weneda" (utwór o zniewoleniu chłopów przez szlachtę utrzymany w konwencji baśniowej, a akcja osadzona jest w początkach polskiej państwowości), "Mazepa" (krytyka rządów szlachty za czasów Jana Kazimierza). Wyszedł również poemat dygresyjny pt. "Beniowski", będący poniekąd odpowiedzią na nieustanną krytykę i intryganctwo, jak i na kult Mickiewicza. Utwór ten jest wielowątkowy, dzięki licznym wtrąceniom, czyli dygresjom. Pozornie rozbijają one całość fabularną, ale tak naprawdę są integralną, jeśli nie ważniejszą częścią poematu. Słowacki jak zwykle osiągnął i mistrzostwo realizmu i języka - balansującego między ironią, podziwem a rzeczowością i dowcipem. I w końcu, dzięki "Beniowskiemu" dostrzeżono w nim wielkiego poetę...
Dlaczego w "Beniowskim" znalazł się wątek Mickiewiczowski?
Na emigracji ukazywała się taka gazetka okołokatolicka o tytule "Młoda Polska". Autorami artykułów byli przyjaciele Mickiewicza a wrogowie Słowackiego - panowie Januszkiewicz i Ropelewski. Próbowali oni zdyskredytować Słowackiego w opinii publicznej i skłócić z kim się da. Pisali m.in.: "Trzy nowe powieści, pełne romantycznych ślicznotek, na przykład kiedy ojciec owdowiały po żonie i dzieciach, opowiadając swoje rozpacze, przypomina, że << mysz w księżycu przebiegła>>; lub gdy dziewica alpejska chroni się do szaletu, drzwi i okiennice zamykając - dla ważnych powodów: <<ażeby na nią nie spojrzały kwiaty>> (...) ta Balladyna, o której - wspaniałomyślnie przemilczym". W taki sposób pan Ropelewski naśmiewał się z twórczości Słowackiego. A że było im mało, zaczęli dyskredytować poetę w polskich periodykach, m.in. tymi słowy: "ledwo się tytułu jednej jego tragedii na pamięć nauczy, to już druga wychodzi" albo "równie jak i pierwsze płody tego autora mało zrozumiała dla czytającego" - tak pisano o mającej się ukazać "Lilli Wenedzie".
Słowacki reagował na to w znany sobie sposób - ironią i dowcipem. Najbardziej mu zależało na opinii jednej osoby. Nie od dziś wiadomo, że Słowacki zabiegał o przychylność starszego kolegi Litwina, autora którego z jednej strony podziwiał, a z drugiej strony obgadywał w listach do matki. Niemniej, byłby dumny, gdyby Mickiewicz spojrzał przychylniejszym okiem na jego poezję. Autor "Pana Tadeusza", podobnie jak większość, nie rozumiał języka pełnego wyobraźni i emocji, a zarazem języka tak realistycznego i "giętkiego". Nie poznał się na geniuszu młodszego poety.
Słowacki reagował na to w znany sobie sposób - ironią i dowcipem. Najbardziej mu zależało na opinii jednej osoby. Nie od dziś wiadomo, że Słowacki zabiegał o przychylność starszego kolegi Litwina, autora którego z jednej strony podziwiał, a z drugiej strony obgadywał w listach do matki. Niemniej, byłby dumny, gdyby Mickiewicz spojrzał przychylniejszym okiem na jego poezję. Autor "Pana Tadeusza", podobnie jak większość, nie rozumiał języka pełnego wyobraźni i emocji, a zarazem języka tak realistycznego i "giętkiego". Nie poznał się na geniuszu młodszego poety.
Tymczasem panowie Ropelewski i Januszkiewicz postanowili uknuć intrygę i ostatecznie pogrążyć Słowackiego. W dzień Bożego Narodzenia - 25. 12.1840 r. - zaprosili Juliusza na urodziny Mickiewicza. Pyszna zabawa pełna znamienitych gości a na niej brylujący solenizant i jego improwizacje... Miały one przyćmić Słowackiego, zdusić go, stłamsić, pokazać mu, że jest nikim. Plan się nie powiódł. Słowacki odpowiadał równie płomiennie i emocjonalnie, równie barwnie, dotrzymywał kroku wielkiemu mistrzowi. Obaj poeci wyrażali wzajemny podziw i serdeczność. Na końcu padli sobie w objęcia, roniąc łzy. Wyszli do innego pokoju i tam wyjaśnili sobie wszystko to, co ich do tej pory dzieliło.
Ale panowie Ropelewski i Januszkiewicz nie wyglądali na takich, którzy by szybko zrezygnowali z raz powziętych decyzji. W numerze "Młodej Polski" przeinaczyli konfrontacje obu poetów, przedstawiając sytuację na niekorzyść Słowackiego - pogrążonego geniuszem Mickiewicza. "Adam (...) wyrzucał mu jego grzechy poetyckie. Oświadczył wręcz, że nie jest on poetą. (...) Nie jesteś poetą - mówił - bo nie masz wiary i miłości" - te ostatnie słowa dawno temu wypowiedziane przez Mickiewicza, a przeinaczone, cały czas ważyły na opinii o poezji Słowackiego.
Ropelewski wyzwał nawet Słowackiego na pojedynek, myśląc że ten stchórzy. Słowackiego ta intrygi wyprowadziła z równowagi, zresztą on był dość zapalczywy i szybko ulegał ekscytacji. Miał do Mickiewicza wielki żal, że nie napisał sprostowania, a wyzwanie przyjął i nawet nie chciał rezygnować. Ropelewski przejął się, ba, wystraszył się (a nawet płakał jak dziecko) i tylko dzięki dyplomacji sekundantów udało się skończyć te zatargi na wspólnym śniadaniu i obietnicy zaprzestania podłych intryg. Słowacki zachował się wspaniałomyślnie - podał zdrajcy i oszczercy rękę.
Ropelewski wyzwał nawet Słowackiego na pojedynek, myśląc że ten stchórzy. Słowackiego ta intrygi wyprowadziła z równowagi, zresztą on był dość zapalczywy i szybko ulegał ekscytacji. Miał do Mickiewicza wielki żal, że nie napisał sprostowania, a wyzwanie przyjął i nawet nie chciał rezygnować. Ropelewski przejął się, ba, wystraszył się (a nawet płakał jak dziecko) i tylko dzięki dyplomacji sekundantów udało się skończyć te zatargi na wspólnym śniadaniu i obietnicy zaprzestania podłych intryg. Słowacki zachował się wspaniałomyślnie - podał zdrajcy i oszczercy rękę.
Nie wpłynęło to jednak ani na odbudowę wizerunku Słowackiego, ani na zmianę stosunku do jego poezji.
I teraz "Beniowski". Słowacki jako pierwszy dostrzegł piękno i sens "Pana Tadeusza", który też spotkał się z falą krytyki. Pisał o tym w liście do matki, wskazując na nostalgię Mickiewicza, na tęsknotę za pięknymi czasami.
Pił również do bezczynności mistrza, który stał obojętnie wobec takich Ropelewskich czy Januszkiewiczów, przypinając mu poglądy katolików, niesłusznie zresztą. Nie umniejszał jednak jego wielkich poetyckich zasług i podziwu: "Bywaj zdrów! - a tak się żegnają nie wrogi,/ Lecz dwa na słońcach swych przeciwnych - Bogi".
Najlepsze "kąski" zostawił "Młodej Polsce": "Imię krytyki? - nie, krytyków. A! bah!/Któż z nich ma imię? Z.K., S.K., E.K.../ Mówią, że "Młodą Polskę" pisze - baba".
Inicjały Z. K. miały skłócić Słowackiego z Zygmuntem Krasińskim. Najlepsi przyjaciele przestali nimi być, ale z innych względów - różnic poglądowych, nie z winy intryg "Młodej Polski". Krasiński stał się obrońcą arystokracji i katolicyzmu. Słowacki w tych dwu "nazwach" widział wady i zło, doprowadzające Polskę do utraty niepodległości, do ciągłych waśni i zastoju. Nie wydał więc "Fantazego", utworu o miłości pustej i papierowej, ale bardzo romantycznej, czy raczej sentymentalnej; utworu krytykującego reakcjonistów i - jak zwykle - wiernie oddającego obraz rzeczywistości.
Pił również do bezczynności mistrza, który stał obojętnie wobec takich Ropelewskich czy Januszkiewiczów, przypinając mu poglądy katolików, niesłusznie zresztą. Nie umniejszał jednak jego wielkich poetyckich zasług i podziwu: "Bywaj zdrów! - a tak się żegnają nie wrogi,/ Lecz dwa na słońcach swych przeciwnych - Bogi".
Najlepsze "kąski" zostawił "Młodej Polsce": "Imię krytyki? - nie, krytyków. A! bah!/Któż z nich ma imię? Z.K., S.K., E.K.../ Mówią, że "Młodą Polskę" pisze - baba".
Inicjały Z. K. miały skłócić Słowackiego z Zygmuntem Krasińskim. Najlepsi przyjaciele przestali nimi być, ale z innych względów - różnic poglądowych, nie z winy intryg "Młodej Polski". Krasiński stał się obrońcą arystokracji i katolicyzmu. Słowacki w tych dwu "nazwach" widział wady i zło, doprowadzające Polskę do utraty niepodległości, do ciągłych waśni i zastoju. Nie wydał więc "Fantazego", utworu o miłości pustej i papierowej, ale bardzo romantycznej, czy raczej sentymentalnej; utworu krytykującego reakcjonistów i - jak zwykle - wiernie oddającego obraz rzeczywistości.
Komentarze
Prześlij komentarz