Wszystkie drogi prowadzą do... Paryża. Juliusza Słowackiego biografia. Część III
Juliusz Słowacki wielokrotnie oferował polskiej dyplomacji powstańczej swoje "usługi". Znał język francuski i angielski. Ale dopóki przebywał w Warszawie i pracował w "ministerstwie skarbów", nikt nie chciał skorzystać z jego oferty. Bali się, że zdradzi? Bali się, że jest nazbyt widoczny? Jednak szczęście się do niego uśmiechnęło! Miał swoje pięć minut w tajnej służbie, dopiero wtedy, gdy trafił do Drezna latem 1831 roku.
Juliusz Słowacki i okres emigracji: Paryż (1831-1832)
Pod koniec lipca zgłoszono mu pilną potrzebę przewiezienia dokumentów do Londynu. Słowacki nie omieszkał pochwalić się mamie ze swojej roli agenta. W korespondencji używał "rodzinnego" szyfru: Polska to była albo siostra albo kuzynka. Na podróż, którą odbył w kilka dni!, wydawał swoje pieniądze na konie, hotele, nawet na statek do Anglii. Na początku sierpnia pisał szczęśliwy do matki, że wraca z wyspy do Paryża. Później emigracja polska zapomni o poświęceniu Słowackiego, ponieważ pamiętać należy, że do całych i zdrowych to on nie należał. Więc naraził nie tylko swoją kiesę, ale i zdrowie na realizację tej misji. Zapomniano o tym...
Paryż, czyli wielkie nudy
Czym dla Słowackiego, spragnionego życia i sławy młodzieńca, była stolica Francji? Miała być miejscem spełnionych marzeń, a była... rozczarowaniem. Aczkolwiek przyszły wieszcz rozkoszował się spektaklami, galeriami, muzeami, których w Paryżu na pęczki. Miał tu również dostęp do książek. Zresztą pisał do matki: "(...) nie dla zabaw, lecz dla łatwości, z jaką tu dostaję książek, i dla dogodzenia potrzebie cichego życia (...). Co za dziwna myśl, w Paryżu siedzieć dla cichego życia." Nie brakowało też salonów, do których poeta wchodził bardziej ciekawy reakcji bogatych i znudzonych niż spragniony ich towarzystwa. Nie można wszak odmówić zawierania nowych znajomości, przysłuchiwania się poglądom politycznym i tego, co w burzliwej trawie "europejskiej" piszczało.
Nikt nie garnął się do mówienia wprost o biedzie Polaków emigrantów, koczujących na ulicach, biorących się za haniebne zajęcia, by tylko jakoś przeżyć do kolejnego dnia. Słowacki im więcej przypatrywał się niedoli rodaków oraz Francuzów, tym większego nabierał przekonania, że za ich sytuacją stoi burżuazja, jej pieniądze i jej hipokryzja. Odczuwał też niechęć do instytucji kościelnych, które powinny stawać w obronie uciśnionych, głodujących, pozbawionych godności ludzi, gdy tymczasem przedstawiciele kościelni byli ślepi i głusi.
Spóźniony debiut 1832
W 1832 roku Słowacki, dzięki znajomościom i podkochującej się w nim córce wydawcy, wydaje dwa tomiki poezji. Niestety, zawierały one stare wiersze powstańcze i te niekonieczne dopracowane. Zatem Słowacki nie miał się czym pochwalić i niepotrzebnie odgrzał stare tematy listopadowe. Krytyka nie zostawiła na nim suchej nitki. Tym bardziej, że na jednym z salonów doszło do konfrontacji z Mickiewiczem. Autor "Ballad i romansów" wypowiedział się mniej więcej tak: "jest to gmach piękną architekturą stawiony, jak wzniosły kościół - ale w kościele Boga nie ma." Słowacki nie zrozumiał aluzji do tego, że jego poezja językowo bryluje nad innymi, ale jest pusta - pozbawiona konkretnego przesłania, programu poetyckiego, który w czasach romantyzmu był konieczny, jeśli nie oznaczał wprost istoty poezji. Słowacki zrozumie to później, za późno.
Tymczasem nieprzychylni mu rodacy emigracyjni podchwycili zdanie o braku religii, o bezbożności Słowackiego i wykorzystywali to w wbijaniu weń szpilek. Słowacki dość szybko zorientował się w podziale rodaków: promonarchistycznych, prokatolickich, prodemokratycznych. Dość szybko zauważył niemożliwość porozumienia się tych obozów. W twórczości niejednokrotnie atakował dwa pierwsze za brak orientacji na potrzeby ludu, za brak uwzględniania koniecznych przemian, które i tak zajdą... to tylko kwestia czasu. Niestety, im więcej i częściej Słowacki atakował ich słowem w dramatach i wierszach, tym aktywniej oni odpowiadali - dziś nazwalibyśmy to fake newsami. Wykorzystywali słowa Mickiewicza, a nawet posunęli się do podesłania Słowackiemu fragmentów "Dziadów" części III, mówiących o doktorze Becu - jego zdradzie i śmierci wymierzonej przez piorun. Słowacki był czuły na punkcie rodziny i honoru rodzinnego, chciał nawet pojedynkować się. Na szczęście odwiedziono go od tego pomysłu. Poecie nie zostało nic innego jak opuścić wrogo nastawione miasto i poszukać szczęścia i nadziei gdzie indziej.
Wybrał się do Szwajcarii...
Szwajcarski spokój i "godziny myśli" 1833-1835
Zamieszkał w domeczku u pani Pattey, miał tam swój pokój - oazę spokoju i myśli. A tych miał sporo... Odżył po paryskich smutkach. Pomocne okazały się towarzystwo pani Wodzińskiej, z córką której - Marią, kojarzono Słowackiego. Ten pisał w listach do matki, że z taką brzydulą mu nie wypada się spotykać, a co dopiero kochać ją. Nie odmawiał jej wszak inteligencji i uroku osobistego. Tymczasem nieurodziwa panna Wodzińska wpadła w oko Chopinowi! Pani Wodzińska uwielbiała wytrawne spacery, w czasie których Słowacki - dandys, mógł ubierać się najmodniej i ekstrawagancko.
A co z twórczością? Czy szwajcarskie klimaty i krajobrazy wpłynęły na twórczość Słowackiego? Tak, wydał III tom poezji (1833), o którym pisano mało, lecz dobrze. Powstały też "Godziny myśli" - dojrzałe resume dotychczasowej twórczości i przemyśleń. Słowacki skrytykował swoje pokolenie żyjące mrzonkami i wzdychaniami, kompletnie nieprzygotowanym do życia, do stawiania czoła problemom, rzucającego się bezmyślnie do walki czy strzelającego sobie w łeb - mówiąc kolokwialnie - z miłości i rozczarowania rzeczywistością.
Znudzeni wonią kwiatów zmieszaną, stokrotną,
Wynaleźli woń tęskną - dziką i ulotną:
Była to woń wierzbami opłakanej wody;
Z cichej fali wstawała każdego wieczora,
Tajemnicze w powietrzu rozlewając chłody.
Potem jesienią - dzieci wyobraźnia chora,
wypalona, igrała z żółtym liściem lasów,
Smutna jak w starcach pamięć przeminionych czasów.
Bohaterem "Godzin..." jest głównie Ludwik Spitznagel, przyjaciel z młodości, o którego śmierci pisałam wcześniej. Ale bohaterem jest też sam poeta: "Zabite głodem wrażeń jedno z dzieci kona (to o sobie samym), /A drugie z odwróconym na przeszłość obliczem/ Rzuciło się w świat ciemny... (to o Spitznaglu) powieść nie skończona...". Bo koniec napisze życie.
Oprócz "Lambra" - poematu o walce za wolność narodu, Słowacki napisał wreszcie programowe dzieło - dramat "Kordian" (1834). W utworze tym bezwzględnie krytykuje despotyzm i klerykalizm w najwyższym wymiarze (papież). Jest to utwór wielowymiarowy, obok którego nie można przejść obojętnie. Jest tu i wątek marzycielstwa ścierającego się z wrogą rzeczywistością, kochającego ludzi bohatera ścierającego się z niedolą ludu, z uciskiem. Jest tu i wątek powstania listopadowego z surową krytyką przywódców - wiernych carowi, zdrajców ludu. Jest tu i wątek spiskowców, których sam papież jest gotowy przekląć. "Kordian" to wreszcie klęska niezdecydowania, obawy przed prawdziwą i gwałtowną rewolucją, przed dopuszczeniem ludu; klęska naiwności pokolenia romantyków.
Słowacki pisał do matki: "Bóg mię sam natchnął - bo rozwinął w myśli mojej wielkie dzieło. (...) że się nie zaślepiam - żem to dzieło osądził, po napisaniu, obcego człowieka rozwagą... I drukuję bezimiennie - będzie tak równiejsza walka z Adamem". Poecie chodziło o zaatakowanie mesjanizmu i jego zwolenników oraz na nieprzychylną notatkę Mickiewicza po ukazaniu się Lambra. Ich obopólna niechęć jest wynikiem intryg obozu klerykalizującego na emigracji, który niesłusznie obrał Mickiewicza swoim "patronem". Słowacki, wydając anonimowo "Kordiana", chciał poniekąd zaprzestać wycieczkom osobistym i przejść do walki o ideę. To traciło rację bytu, ponieważ obaj poeci wierzyli w moc poezji - siły budzącej "naród do walki o swoją wolność".
Nie pomylił się Słowacki co do wielkiego znaczenia "Kordiana" i co do jego artyzmu. Dzieło jest genialne językowo, obrazowo, głębokie psychologicznie. Słowacki osiągnął szczyt realistycznego obrazowania, ale też i groteski czy fantastyki. Niestety, ówczesna krytyka mogła dramat obrzucać tylko... błotem.
Komentarze
Prześlij komentarz