„Matylda”... o małym geniuszu powieści
Roald Dahl ponownie stworzył współczesną baśń na miarę swoich i naszych czasów. Dochodzę do jednego wniosku – autor nie znosił telewizji! I widział w niej największego wroga mózgu i człowieczeństwa. Cenił natomiast książki! I widział w nich ratunek dla mózgu i człowieczeństwa. Genialnie, że o tym napisał wprost.
Roald Dahl, Matylda
Nie
jest to historia o telewizji, ale o jej skutkach. Nie jest też to powieść o
książkach, ale o skutkach czytania ich. Postacie mocno przerysowane – mocniej
niż w „Charliem i fabryce czekolady”, spełniają konkretną misję, ale – moim
zdaniem – są to zbyt abstrakcyjne portrety. Rozumiem poniekąd decyzję autora –
uzmysławiając dzieciom ważne sprawy, trzeba uderzyć z grubej rury. Tylko dorośli
mogą powiedzieć: „bez przesady!”, gdy zaczną widzieć w sobie cechy
skrytykowanych bohaterów książkowych. A kogo Dahl krytykuje?
Matylda
jest najmłodszym dzieckiem w statystycznej brytyjskiej rodzinie. Mieszka z
ojcem, matką i starszym bratem. Jest nad wyraz inteligentną dziewczynką, ale przez
to, że jest dziewczynką, jest deprecjonowana przez ojca i matkę. Matylda nie
poddaje się i walczy o swoją pozycję różnymi sztuczkami. Pomagają jej w tym
książki i serdecznie nastawiona młoda nauczycielka.
Po
przeczytaniu książki zastanawiałam się nad wątkiem nauczycielki... czy naprawdę
była potrzebna jej historia? Taka trochę wątpliwej jakości... Później jednak
przemyślałam sobie, że gdyby nie ona, nie byłoby wątku dyrektorki. Tak jak
Matylda jest kontrastem dla swojej mieszczańskiej – filisterskiej – rodziny,
tak nauczycielka jest przeciwieństwem swej krewnej – pani dyrektor i metod
wychowawczych opartych na dyscyplinie strachu. Dahl porusza w ten sposób wątek inteligencji kobiet i autorytetu opartego na budzeniu lęku. Ojciec
Matyldy uważał, że absolutnie córka nie może być mądrzejsza ani od rodzicieli
ani od brata – choć faktycznie była. Tymczasem pani Trunchbull jest przebiegła,
sprytna, potrafi ustawiać ludzi po kątach, ale wykorzystuje do tego przemoc
słowną i fizyczną – cechy męskie i podstawy wychowania „twardej ręki”. Może
chodziło o to, że kobieta jest kimś tylko wtedy, kiedy przejmuje właśnie męskie
cechy... Nie wiem, czy taki pogląd nie istnieje i dzisiaj, zważywszy na to, jak
się prezentują kobiety w polityce i biznesie, i jak szerzy się agresja również
w strefach publicznych.
Komentarze
Prześlij komentarz