„Gdy do domu przyszła za mną przyjaźń” wzrusza i porusza
Rzadko bohaterem książek jest dziecko z sierocińca. Kundel zdarza się częściej. A co się wydarzy, jeśli ci dwaj bohaterowie spotkają się w jednej książce? Zdarzyć się mogą tylko łzy – szczęścia i... te drugie też.
Paul Griffin, Gdy do domu przyszła za mną przyjaźń
Nastoletni Ben nie miał szczęścia w swym dość krótkim życiu, ale od dwóch lat tworzy rodzinę nieco z ekstrawagancką matką zastępczą. Jest w niej szczęśliwy. Gdy Ben znajduje bezdomnego psa, a może to bezdomny pies znajduje jego, chłopak czuje się szczęśliwszy. Bo właściwie ma wreszcie to, czego chciał – dach nad głową, rodzinę i poczucie bezpieczeństwa, stabilizacji.
Pies to nie jedyna niespodzianka, jaka przytrafi się Benowi. Na drodze chłopaka pojawi się czarodziej i jego córka - „Tęczowa Dziewczyna”. Pomogą chłopcu pokonać pewne rodzinne przeszkody, ale też przysporzą mu nowych trosk. Kto nie potrzebuje odrobiny „czary-mary” w życiu, które nie rozpieszcza?
Nie jest to książka o budowaniu szczęścia z drobnych małych rzeczy. Jest to historia, jak znajdować szczęście w nieszczęściu. Życie Bena scala się i rozpada, chłopak z godnością przyjmuje to, co daje mu los. W końcu sam doświadczył wiele, więc patrzy na życie z perspektywy dojrzalszej niż jego rówieśnicy. Nie jest to jednak portret ani przesłodzony, ani wyidealizowany, ani papierowy. Dobrą stroną tej powieści dla nastolatków jest właśnie narracja i portretowanie bohaterów. Nic tu nie przysłania najważniejszego – przesłania. Wszystko jest przemyślane, chociaż „amerykańskie”. To byłaby dobra ekranizacja , kto wie, czy nie kasowa jak „Gwiazd naszych wina”. Czytając tę książkę, przygotujcie się na sporą dawkę emocji, bo akcja, która może nie jest pełna zwrotów, zafunduje Wam wiele wzruszeń.
Czy warto kupić książkę w ramach Narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa? Tak. Czy wykorzystacie ją na zajęciach? Tak. Ba, może nawet być dodatkową lekturą zamiast np. „Oskara i pani Róży”.
Komentarze
Prześlij komentarz