„Pytania małe i duże według Wilgi Ćwirko” – pierza nie urywa
Po krótkim opisie z tyłu książki spodziewałam się czegoś więcej niż przewidywalnej historyjki. Wilga jest typowym amerykańskim produktem książkowym – tendencyjnym i bez polotu.
Julie Bowe, Pytania małe i duże według Wilgi Ćwirko
Jest to opowieść małej dziewczynki, której rodzice postanowili dać sobie więcej czasu na przemyślenia dotyczące ewentualnej wspólnej przyszłości. Jednym słowem – separacja. Dziecko nie bardzo potrafi wejść w nowy świat podzielony między ojcem a matką oraz nową koleżanką chwalipiętą. Później się jednak okaże, że pozory mylą, a szczęście można budować nawet ze zlepków.
Dla dorosłego czytelnika książka wydać się może infantylna, przewidująca. Jej wielkim plusem jest to, że się szybko czyta i nie trzeba się bardzo zastanawiać nad treścią. Pytania pojawiające się w tytule... pozostają w tytule. Dla dziecka, które – siłą rzeczy – ma inny bagaż doświadczeń, książka może i będzie ciekawą historyjką o dziewczynce próbującej na nowo budować swój świat i próbującej znaleźć w nim miejsce na kolekcję gumek do mazania. Może. Ale nie musi. Szkoda, ponieważ ja jestem zdania, że literatura to nie tylko rozrywka, ale sztuka myślenia. To kuźnia poglądów. Ale jak się okazuje, może i słusznie (!), na wielkie pytania nie znajdzie się odpowiedzi, a małe pytania... „oblecą”.
Kupiona w ramach Narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa, ale drugi raz bym tego nie powtórzyła.
Komentarze
Prześlij komentarz