Witajcie w Śródziemiu!
J.R.R. Tolkien, Władca Pierścieni. Drużyna Pierścienia
Przyszła kolej na evergreen Tolkiena, czyli "Władcę Pierścieni". Powieść mylnie nazywa się trylogią, stanowi ona integralną całość, a ze względów ekonomicznych i praktycznych wydana została w trzech częściach - tomach. Sam Tolkien we wstępie do kolejnego wznowienia "Władcy..." wyjaśnia przyczyny podziału oraz zarzeka się, że powieść nie ma żadnych politycznych podtekstów. Podobnie jak "Hobbit" miała być rozrywką, oderwaniem od codziennej nudy, gratką dla wyobraźni. A po trosze kontynuacją wątków zapoczątkowanych w "Hobbicie". "Władca Pierścieni" składa się z sześciu ksiąg. Dzisiaj o dwóch pierwszych, wspólnie nazwanych "Drużyną Pierścienia". Czytałam to bardzo dawno temu i ostatni postanowiłam sobie przypomnieć.
Pierwsze wrażenie było mniej więcej takie: "Wow"! Świetna rzecz! Genialna powieść! A jaka wciągająca! Rzeczywiście, wówczas czytanie o hobbitach - istotkach nieco większych od liliputów i mniejszych od krasnoludów wydawało się mega interesujące. Po pierwsze: bo Tolkien z istną pedanterią zadbał o najdrobniejszy szczegół w kreacji Śródziemia. Po drugie: bo nie było wcześniej czegoś takiego. Po trzecie: gdy przebrnęło się przez nudny wstęp, prawie encyklopedyczny, zaczęła się wreszcie akcja. No właśnie, "nudny wstęp". Tolkien to wcielenie gadulstwa, gawędziarstwa, król dygresji i drobiazgowych opisów. Można by pomyśleć, że na punkcie hobbitów ma hopla, a ponieważ są tak szczegółowo i realnie opisani, że można w nich uwierzyć. Cóż to są za istotki? Zrzędliwe jak ludzie, rozrywkowi jak ludzie, peple jak ludzie, paleta hobbickich uczuć jest również bardzo ludzka. Gdyby nie ten wzrost, byliby jak miniaturki ludzi. Ale nie są. Tolkien obdarzył hobbitów czymś, czego brakuje nam - ludziom - mianowicie czystym sercem. Nawet takie wyjątki jak Sackville-Bagginsowie, krewni Bilba Bagginsa, którzy od zawsze czyhali na jego dom, byli w głębi serca dobrymi hobbitami, odpornymi na działanie złych mocy.
"Drużyna Pierścienia" dotyczy zawiązania się przymierza między rasami zamieszkującymi Śródziemie - elfami, ludźmi, krasnoludami oraz hobbitami, na których to maleńkich barkach spocznie olbrzymie ciężkie brzemię. Zły władca Mordoru - Krainy Cieni - wraca na arenę. Do pełni władzy potrzebuje czegoś, co przypadkiem trafiło w ręce Bagginsów - tajemniczy pierścień. Większa część "Drużyny..." dotyczy rozwikłania tajemnicy pierścienia, opisuje jego moc i jego historię. Druga księga dotyczy wędrówki Drużyny Pierścienia przez Śródziemie.
I tu pora nawiązać do drugiego wrażenie, postfilmowego. Jak nudna wydaje się akcja powieści, w porównaniu z filmem. Wiadomo, akcja filmu musi być skondensowana ze względu na ograniczenie czasowe. W powieści można wydłużać fragmenty do woli, nawet piosenkami, od których we "Władcy..." aż się roi. Mocnym punktem świata przedstawionego powieści jest malowniczość opisów, postać Toma Bombadila, dowcipne dialogi - choć nie tak częste jak w "Hobbicie". Jak papierowe wydają się postaci czwórki maleńkich hobbitów, a przede wszystkim Obieżyświata vel. Aragorna syna Arathorna, potomka Isildura i Elendila. Aragorn jest niezdecydowany, długo się namyśla, jakby bez Gandalfa nie mógł podjąć nawet najbłahszej decyzji. Jest nijaki, chociaż jest Strażnikiem i wzbudza u innych strach i wrogość. To jednak jego działanie jest czasem pozbawione męskiego zdecydowania. Charakterny jest natomiast Gimli, syn Glóina i Boromir z Gondoru. Dzięki nim powraca ciekawość, realność wydarzeń, w których czytelnik uczestniczy. Plusem powieści, tak jak i filmu, jest Moria i wydarzenia (nareszcie!) w niej choć tragiczne w skutkach. Na kolejną akcję trzeba długo poczekać. Dopiero pod koniec księgi drugiej, kiedy Boromira opętała moc Pierścienia i Drużyna się rozdziela. Jednym słowem - obie księgi są przegadane. Irytujące jest również zachowanie hobbitów, którzy wiedzą na jaką misję się zdecydowali, ale zamiast pośpiechu, szukają okazji do popasu. No dobrze, taka ich natura. I być może to chciał przekazać Tolkien. Do udanych zaliczam również kreacje elfiego świata pełnego mądrych istot o niespotykanej urodzie, strzegących przed złem swych granic.
Reasumując, Tolkien wykreował Śródziemie z mapkami, ludami, rasami, obyczajami, co brzmi tak realnie, jakbyśmy czytali o pradziejach ziemi. Narracja baśniowa rozwleka się momentami, nużąc, niepotrzebnie też wyjaśniając sprawy oczywiste. Mimo wszystko zamysł autora jest dość czytelny - zło można pokonać wspólnymi siłami, a wielkich rzeczy może dokonać ten, po którym się nikt niczego nie spodziewa. "Drużyna Pierścienia" tego właśnie uczy - wiary w swoje możliwości, niezłomności, odpowiedzialności, konsekwencji w dążeniu, poświęcenia, lojalności. Pokazuje przy okazji coś bardzo istotnego, mianowicie nie ma doskonałego świata, tak jak i nie ma doskonałych istnień. Każdy popełnia błąd - czy to jest popasujący hobbit, niezdecydowany przywódca, ufny elf, pokonany przez własne słabości człowiek - grunt, żeby nie dać się pokonać złu do końca. A ono potrafi omamić zmysły, serce i rozum, przybierając niewinne acz piękne kształty.
Komentarze
Prześlij komentarz